Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

"Zamki na nowo". Moda na (od)budowę starych ruin [WYWIAD]

Maciej Kabsch/bryla.pl

- Widmo odbudowy krąży jeszcze nie nad wszystkimi ruinami w Polsce, ale już teraz mówimy o ich zdecydowanej większości - ostrzega dr Tomasz Ratajczak, historyk sztuki UAM.

15.01.2012 POZNAN . HAPPENING POD BUDOWA ZAMKU NA GORZE PRZEMYSLA . F OT. PIOTR SKORNICKI / AGENCJA GAZETA SLOWA KLUCZOWE: ZAMEK PRZEMYSLA
Jeden z happeningów przeciwników budowy Zamku Przemysła w Poznaniu nawiązywał do słynnej sceny z Monolitem w Odysei Kosmicznej 2001.
Happening przed Zamkiem Przemysła w Poznaniu, fot. Piotr Skórnicki / Agencja Gazeta

Maciej Kabsch/bryla.pl: Na swoim blogu i facebookowej stronie ZamkiNaNowo monitoruje pan nowe inwestycje zamkowe w Polsce. Czyżby ogarnęła nas moda na średniowieczne warownie?

Tomasz Ratajczak*: Bardziej lub mniej związane z historyczną prawdą 'odbudowy' to zjawisko dotykające dziś prawie wszystkich zachowanych, zamkowych ruin w Polsce. I nie mówimy w tym kontekście o nowych, stylizowanych willach z zamkowymi wieżyczkami na przedmieściach, które pewnie też zasłużyły na niejedno naukowe opracowanie. Chodzi tu o masową skalę nieodwracalnych ingerencji w prawdziwe, cenne zabytki.

Do pierwszej grupy 'zamków na nowo' zaliczyłbym ruiny, w których po długoletnich, często zaciekłych debatach w końcu rozpoczęły się prace budowlane. Wymienić tu należy Poznań, Bobolice, Tykocin i kilkanaście innych obiektów w Polsce. Mamy też cały szereg ruin, nad którymi wciąż toczy się podobna dyskusja. I wreszcie jest trzecia grupa kilkudziesięciu obiektów, które zaczynają powoli budzić zainteresowanie współczesnych budowniczych.

Zjawisko to zazwyczaj ma określone podłoże społeczne. Musi pojawić się prywatny inwestor z fantazją lub grupa skutecznych działaczy, którzy inicjują dyskusję i zazwyczaj wciągają powoli w swe 'dzieło' publiczne instytucje. Widmo odbudowy krąży jeszcze nie nad wszystkimi ruinami w Polsce, ale już teraz mówimy o ich zdecydowanej większości. Zupełnie osobnym tematem są zamki, które ocalały do naszych czasów i tylko wymagają odrestaurowania, albo po prostu funkcjonują.

Największe kontrowersje budzą odbudowy zamków, które od dawna nie istnieją i nie znamy ich oryginalnego kształtu. W takich przypadkach architekci starają się w miarę dokładnie oddać styl historyczny, jak w Poznaniu, albo też zapuszczają się w ahistoryczny styl przydrożnych zajazdów, jak w Gostyninie.

- Zamek w Gostyninie to oczywiście przykład mrożący krew w żyłach i na jego tle ten w Poznaniu wydaje się prezentować całkiem nieźle. Ale również w jego przypadku naśladowanie historycznego stylu wyszło bardzo nieudolnie i kiczowato. Dokonano np. oczywistego gwałtu na historycznej chronologii, wieńcząc renesansową fasadę gotyckimi szczytami. Do tego obronne blanki nad krużgankami, które są zupełnym kuriozum! Zgłaszałem przed wzniesieniem tego zamku następujący apel: nie traktujmy turystów jako mało rozumnych i bezrefleksyjnych konsumentów, bo to się może zemścić.

Również zamek w Bobolicach nie wygląda na pierwszy rzut oka na typowego 'Gargamela', ale jego ostatnia 'odbudowa' też fałszuje naszą historyczną wiedzę o tym obiekcie. Obecny zamek jest lansowany jako obiekt średniowieczny, podczas gdy swą architekturą nawiązuje raczej, i to dość luźno, do wyglądu pierwowzoru z XVII w.

Gostynin jest trudny do interpretowania, bo to już zwykła architektura jarmarczna i zjawisko samo w sobie. Twórcy zamków w Poznaniu i Bobolicach przynajmniej próbowali szukać źródeł historycznych. I choć przykład z Gostynina wcale ich nie broni, to być może wskazuje, że można by wprowadzić wśród polskich 'zamków na nowo' jednak jakąś hierarchię.

Gdzie w takiej hierarchii znalazłby się zamek w Tykocinie?

- Tykocin nie jest takim samym domkiem z piernika, jak Gostynin, ale pod względem prawdy historycznej jest niestety słabszą realizacją niż Bobolice i Poznań. To raczej owoc fantazji prywatnego inwestora. Wiemy, że w Tykocinie istniała nowożytna rezydencja, a nie np. gotycki zamek, którego sugestię stara się nam przekazać nowa, ceglana budowla. Oryginalny pałac już od ponad 200 lat tam nie istniał i nie zachowała się wiedza o jego elewacjach. Znamy za to jego rozplanowanie. Za 50 lat odwiedzający Tykocin turyści pomyślą jednak, że obecny zamek stoi tam od wieków.

A co pan sądzi o nowoczesnych interwencjach architektonicznych w starych zamkach, jak np. przeszklony pawilon wewnątrz murów twierdzy w Ciechanowie?

- Nie ukrywam, że jestem krytycznie nastawiony do takich działań.

Gotycki zamek wolno było przebudować w epoce baroku, ale już nie dzisiaj?

- Różni się zasadniczo kontekst takiej ingerencji. Np. w XVIII w. właściciele przebudowywali wciąż wykorzystywany przez siebie zamek, aby móc w nim wygodniej mieszkać. Nie traktowali tego działania jako prac konserwatorskich. Dzisiaj natomiast, wchodząc w stare ruiny zamkowe, często chcemy wprowadzić w nie nową funkcję, która nie jest funkcją konieczną.

Zamek w Ciechanowie to charakterystyczny przykład. Nie uważam, by tamtejszy nowoczesny pawilon dobrze się prezentował w obrębie historycznych murów i nie znajduję logicznego usprawiedliwienia, dla którego zbudowano go tam, a nie np. poza obrębem zamku. Utracono w ten sposób ważną wartość, polegającą na możliwości niezakłóconego, emocjonalnego kontaktu z przeszłością. Szklane pawilony otaczają nas wszędzie w naszych miastach. Zamek w Ciechanowie był tymczasem od dawna ruiną i stanowił w tej formie wartość samą w sobie.

ZOBACZ: Rozbudowa zamku w Ciechanowie>

Polskie prawo tak samo jak pojedyncze zabytki, chroni utrwalone przez setki lat krajobrazy kulturowe. Te często są współtworzone przez ruinę zamku, która inspirowała przez stulecia artystów, występowała w miejscowej literaturze albo legendach. I nagle, po 200-300 latach przychodzi inwestor i chce na tych ruinach realizować swoje marzenie o własnym zamku! To już jest dla mnie zniszczenie zabytku, którym ten krajobraz jest w rozumieniu chroniącej go ustawy. Ten aspekt w dyskusjach o nowych zamkach w Polsce jest zupełnie pomijany.

Możemy więc wytyczyć tylko ścieżkę dydaktyczną? Nie ruszać niczego?

- Ja wbrew temu, co próbowano mi przypisywać w czasie sporu o odbudowę zamku poznańskiego, wcale nie jestem jakimś radykalnym przeciwnikiem jakichkolwiek działań w ruinach. Bardzo trudno jest wypracować jakieś uniwersalne rozwiązania. Problem polega na tym, że w Polsce wciąż najczęściej myślimy o nowoczesnej architekturze w kontekście ikony, czyli budynku, który zagarnia dla siebie całą pobliską przestrzeń. A ona wcale taka być nie musi.

Nawet bardzo nowoczesny budynek, dzięki bezpretensjonalnej formie i odpowiednim materiałom wykończenia, może zachować genius loci wysoce zabytkowego otoczenia. Moim zdaniem takim obiektem jest np. Pawilon Wyspiańskiego w Krakowie - ten ze spokojną, ale i ciekawą elewacją z płyt ceramicznych. Oczywiście bywa też krytykowany, m.in. przez swą funkcjonalność, ale chyba wytycza w naszej dyskusji bardzo dobry kierunek.

Na swoim blogu i stronie na Facebook-u wskazuje pan też na zamki, które pana zdaniem aż proszą się o odbudowę.

- Są obiekty zniszczone np. dopiero podczas II wojny światowej, albo takie, w których wystarczy odbudować jedno sklepienie, aby zyskać pomieszczenie na potrzeby muzealne. M.in. Zamek Niesytno w Płoninie znalazł mądrego inwestora, który rzeczywiście chce słuchać naukowców.

Mamy tam do czynienia ze średniowiecznym 'zamkiem górnym' oraz renesansowym 'zamkiem dolnym'. Ten drugi uległ pożarowi dopiero w 90-tych XX w. Obecny właściciel chce go odbudować, ma kompletne plany i ja nie widzę w jego działaniach żadnej kontrowersji.

Zewnętrzne mury tego pałacu stoją dziś w zasadzie w całej okazałości.

- Tak. Co prawda, inwestor chce przy okazji nieco je zmodyfikować. Renesansowa szata 'dolnego zamku' została trochę przesłonięta w czasie XIX-sto i XX-wiecznych renowacji. Obecny właściciel nie chce przywracać naniesionych wtedy elementów, aby wyeksponować fazę renesansową i to może być przedmiotem do dyskusji.

A co o ratowaniu takich XIX-wiecznych modyfikacji mówi współczesna szkoła konserwatorka?

- Tu występują dwa problemy. Po pierwsze, zgodnie ze współczesnym rozumieniem architektury historycznej, bardzo dowartościowuje się style nowożytne: zarówno barok, jak i późniejsze style historyzujące. A jeszcze na początku XX w. barok był stylem pogardzanym, uważanym za bezwartościowe wynaturzenie renesansu. Style historyzujące, jak neogotyk, były natomiast uważane za wtórne i bezwartościowe jeszcze parędziesiąt lat temu!

Obecna doktryna, co do której w środowisku konserwatorów jest już pełna zgodność, ma swoje korzenie w wiedeńskiej szkole historii sztuki z końca XIX w. Głosiła ona, że każde kolejne nawarstwienie w danym obiekcie ma swoją wartość, a więc powinno zostać zachowane.

Najlepiej więc odbudowywać zamek w stanie, w którym znajdował się on przed zniszczeniem, według najnowszych, dostępnych źródeł?

- Trudno o uniwersalną zasadę, bo każdy zamek jest inny. Możemy sobie wyobrazić ciekawy obiekt renesansowy z jakimś rzeczywiście banalnym, XIX-wiecznym nawarstwieniem, w którym obie historyczne fazy są zrujnowane i trzeba wybrać. Z reguły jednak przebudowy zwiększały powierzchnię zamku, a więc usuwając je, pozbywamy się sporej części zabytku.

Osoby zwiedzające zamek oczyszczony z późniejszych modyfikacji nie będą też mogły odczytać jego historii. Wyobraźmy sobie zacny ród, który z początku zadowalał się obronną wieżą, ale jego kolejne generacje miały inne potrzeby i np. wybiły większe otwory okienne, zbudowały jakieś latryny, nowe skrzydła zamku i ozdobne ogrody. Dla turystów taka opowieść może być ciekawsza od samych kamieni. Podobnej podróży w czasie możemy doświadczyć np. zwiedzając Książ.

W jakimś sensie 'zamek na nowo' wznosi się też na krakowskim Wawelu. 100 lat temu wyglądał on zupełnie inaczej niż teraz.

- W XIX w. na Wawelu znajdowały się austriackie koszary i pod wieloma względami tamtejszy zamek nie przypominał budowli z czasów jagiellońskich. Austriacy rozebrali część obiektów, zamurowali krużganki i wznieśli wojskowy szpital. Swoją drogą ich modyfikacje nie przedstawiały sobą jakiejś szczególnej wartości. Do przywrócenia dawnej świetności zamku dążyli, co zrozumiałe, patriotycznie nastawieni Polacy, chcący podkreślić przede wszystkim jego renesansowy wygląd.

Znaczny opór tej inicjatywie dawali historycy sztuki z kręgu wiedeńskiego z Maxem Dworzakiem na czele. Smaczku całej sprawie dodawał fakt, że było to jeszcze w czasach, gdy Kraków i Małopolska pozostawały w granicach państwa austro-węgierskiego. Wiedeńczycy, którzy wytykali krakowianom wychodzenie z błędnych założeń konserwatorskich, też musieli mieć do sprawy określony stosunek emocjonalny. Argumenty naukowe mogły jednak zaważyć na decyzjach administracyjnych, dlatego polscy zwolennicy przebudowy zamku na Wawelu musieli nieźle lawirować.

Argumenty konserwatorów stały się wtedy amunicją w sporze narodowościowym.

- Ich współczesne środowisko w zasadzie nie sprzeciwia się temu, co zostało wówczas zrobione na Wawelu. Wyeksponowanie cech renesansowych jest w tym przypadku uważane za poprawne i ówczesne dokonania jak najbardziej się bronią, ale też popełniono masę błędów.

Np. gdy usunięto austriackie obmurowania renesansowych krużganków okazało się, że podtrzymywały one konstrukcję renesansowych loggi. W rezultacie trzeba było około 80 proc. z nich wymienić. Przy dzisiejszych technikach konserwacji kamienia, prawdopodobnie moglibyśmy je uratować. Problem potraktowano wtedy niezwykle poważnie. Oryginalne elementy krużganków przechowano w lapidarium, a wykonanie ich bardzo dokładnych kopii zlecono Włochom, którzy, jak uważano, nadawali się najlepiej do tego zadania.

Czy tylko Polacy w tym okresie lekceważyli wskazania nowej szkoły ochrony zabytków?

- Wcale nie. Większość gotyckich katedr we Francji zawdzięcza swój dzisiejszy wygląd właśnie purystycznym pracom konserwatorskim z XIX w. Dzisiaj je widzimy jako gotyckie, ale wiele z nich w czasach nowożytnych miało np. cechy barokowe. W Malborku Niemcy usunęli wszelkie barokowe nawarstwienia, eksponując gotyk i dodając nawet nawiązujące do tego stylu, nowe elementy. To wszystko działo się w czasach, gdy wiedeńska szkoła konserwatorka już teoretycznie obowiązywała.

W Polsce chyba na chwilę przymknęliśmy na nią oko także podczas odbudowy naszych miast po II wojnie światowej.

- W czasie odbudowy Polski przywrócono wcześniejszy, niż przedwojenny wygląd wielu budynków. Miano przy tym pełną świadomość, że postępuje się wbrew obowiązującej doktrynie, ale uważano jednak, że niezwykłe okoliczności dają do tego pełne prawo. Także my dzisiaj musimy to zrozumieć. Poza tym, wiele polskich zabytków w okresie zaborów zostało przebudowanych w stylach, które po II wojnie światowej nie były jeszcze uważane za zabytkowe.

Wracając do dzisiejszych 'inwestycji zamkowych', może upływający czas już niedługo 'wypierze' wstydliwy styl historyzujący, który zostanie doceniony tak, jak wcześniej neogotyk? W ostatnich latach kreowana jest np. moda na do niedawna znienawidzone bloki z wielkiej płyty.

- Rzeczywiście, może tak się stać. Bloki to ciekawy przykład, bo na fali ich niedawnego 'docenienia' przez opinię publiczną, często zapomina się o tym, jak na osiedlach z wielkiej płyty mieszkało się w rzeczywistości. Podobnie coraz trudniej jest nam odtworzyć i ocenić rzeczywisty standard życia w dawnych rezydencjach. Bywało przecież często, że we wspaniałym, barokowym pałacu brakowało latryn, co należało do głównych niedogodności życia np. arystokracji francuskiej...

 

dr Tomasz Ratajczak - adiunkt w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, ekspert w dziedzinie średniowiecznej architektury rezydencjonalnej i obronnej oraz środkowoeuropejskiego renesansu.

    Więcej o:

Skomentuj:

"Zamki na nowo". Moda na (od)budowę starych ruin [WYWIAD]