Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Neonowy blask z garażu na Bródnie

piosh

Swoje neony miały pralnie, kioski, biblioteki, bary mleczne, a nawet budki Milicji Obywatelskiej. O świetlanej przeszłości neonów i o tym, dlaczego warte są docenienia, opowiada Witold Urbanowicz, pomysłodawca Muzeum Neonu, które ma powstać w Warszawie.

Nie da się rozpocząć rozmowy bez pytania o początki. Czy to był impuls, kiedy, przechodząc ulicami, zobaczyłeś wiele świecących czy też nieświecących neonów i postanowiłeś je kolekcjonować, czy też ta myśl kiełkowała już od dłuższego czasu?

Witold Urbanowicz: Wszystko zaczęło się od projektu fotograficznego i Berlina. Może jednak zacznę w ogóle od tego, skąd się wziął projekt fotograficzny. Ilona Karwińska, zajmująca się fotografią i na co dzień mieszkająca w Londynie, przyjechała do Polski w odwiedziny ze znajomym Anglikiem-grafikiem. Podczas przejazdu ulicą Świętokrzyską w Warszawie zachwycił się neonem Dancingu na Hotelu Warszawa. - Wow! Widziałaś to? Powinnaś to sfotografować! - taka była jego reakcja. W ten sposób wykiełkował projekt fotograficzny, w którym postanowiłem wziąć udział i pomóc w lokalizacji neonów. To było pięć lat temu.

To całkiem dawno

Tak, choć ulic miast rozświetlonych tysiącem neonów nie pamiętam, jestem za młody. Gdy podróżowałem po mieście, mój wzrok niejednokrotnie przyciągały stare, niedzisiejsze, często zaniedbane napisy. Wyróżniały się spośród współczesnych odpowiedników. W drodze ze szkoły do domu często wsiadałem do tramwaju pod migoczącym czerwonym Berlinem (przyp. red. sklep ze sprzętem elektroniczny w Warszawie przy ulicy Marszałkowskiej45/49), który uprzyjemniał oczekiwanie na przystanku.

Wszystko zaczęło się właśnie od Berlina

Ruszyliśmy na miasto w celu przygotowania listy neonów do sfotografowania. Berlin ją otwierał. Gdy Ilona wróciła z aparatem, okazało się, że neonu nie ma. Jak powiedzieli właściciele - był stary, zabrudzony przez gołębie i miał trafić na złom, zastąpiony znakiem firmowym. Ilona, nie zastanawiając się wiele, postanowiła uratować Berlin i za własne pieniądze go odnowić. Jeździł z nią na wystawy do Londynu, Wrocławia, Luksemburga. Potem kolekcja zaczęła się powiększać, trafiały do nas kolejne stare reklamy.

Czy od razu zrodził się pomysł na muzeum?

Pomysł jest świeży, wykiełkował wraz z wystawą we Wrocławiu, która odbywała się w maju 2010 r. w Muzeum Architektury. Najpierw jednak były neony, a potem pomysł stworzenia muzeum. Oczywiście muzeum to szumna nazwa, ale neony po pierwsze są duże, a po drugie potrzebują docenienia.

I znalazły docenienie u Ciebie. Powiedz, ile neonów w tej chwili liczy kolekcja?

Mogę zdradzić, że w naszym neonowym garażu mamy 11 neonów - to jest blisko 150 liter. Dwa kolejne czekają na transport z Poznania. Mamy też na oku inne reklamy, które wiemy, że będą zdejmowane w najbliższym czasie. Kolekcja cały czas się powiększa - pod koniec lutego przywieziony został neon chociażby Biblioteki Publicznej z ulicy Grójeckiej w Warszawie. Jeśli ktoś ma niepotrzebny neon - prosimy o kontakt.

Wspomniałeś o garażu na Bródnie - czy można mówić o nim jako o tymczasowej lokalizacji muzeum?

Życzliwie użyczony nam garaż jest taką tymczasową siedzibą. Tam możemy bezpiecznie składować neony, udostępniać je do zdjęć i filmów, reportaży, wzmianek w mediach. Nie ma tam jednak warunków, żeby udostępnić to miejsce szerszej publiczności. Intensywnie działamy też w świecie wirtualnym.

No właśnie, w dzisiejszym świecie ani rusz bez własnej strony www

Zgadza się - w sieci można nas znaleźć pod adresem www.neonmuzeum.org. Znajdują się tam m.in. krótkie opisy naszej działalności, stare rysunki oraz galerie zdjęciowe z dotychczasowych wystaw, ratowania neonów i innych przedsięwzięć. Mamy też zakładkę na Facebooku (wystarczy wpisać Neon Muzeum), na której na bieżąco umieszczamy różne neonowe informacje i ciekawostki.

Jak myślisz, co sprawia, że ludzie coraz bardziej zaczynają interesować się neonami?

Niektórzy powiedzieliby pewnie, że to nostalgia. Ale neonami interesuje się dużo młodych ludzi, tak jak ja, którzy lat świetności neonów pamiętać nie mogą. Myślę więc, że z jednej strony jest to tęsknota za ładem w przestrzeni miasta, a z drugiej docenienie niezwykłych walorów tych starych reklam, które do tej pory nie były należycie docenione. Jak wyglądają obecnie miasta - każdy widzi. Pojawiają się coraz to nowsze, chaotycznie rozmieszczone nośniki reklamowe. Wielkie ekrany, wyświetlacze LED, dmuchane pluszaki. Kolejne elewacje budynków przykrywane są ogromnymi płachtami. Przeczytałem kiedyś wypowiedź przedstawiciela branży reklamowej, który stwierdził, że ludzie są jak karaluchy i uodporniają się na reklamę, stąd cały czas potrzeba nowych form. I to niestety widać, zwłaszcza w Warszawie. Neony zaś były bardzo przemyślaną formą reklamy.

Zatrzymajmy się w Warszawie - kiedy możemy mówić o początkach neonu w stolicy?

Pierwsza reklama neonowa pojawiła się, jak podają varsavianiści, w 1926 r. W okresie międzywojennym było ich całkiem sporo, oczywiście nie przetrwały do naszych czasów. Neony zaczęły pojawiać się tuż po wojnie - jednak nową, złotą erę przyniosła odwilż październikowa.

W którym okresie było ich najwięcej? Może zestawmy to z obecną liczbą stołecznych neonów.

Świetlane czasy neonów to lata 60. i pierwsza połowa lat 70. Później neony zaczęły być wyłączane z uwagi na kryzys energetyczny. W szczytowym momencie w Warszawie było ich ponad dwa tysiące. Do dziś przetrwało może sto kilkanaście, z czego świeci tylko niewielka część.

Wróćmy do garażu na Bródnie. Największy neon w kolekcji?

To Jubiler. Osiem metrów długości, cztery wysokości. Stoi przed garażem, gdyż drzwi są za małe, żeby go wnieść do środka.

A najbardziej skomplikowany? Albo taki, który ma najwięcej literek?

Najbardziej skomplikowanym neonem, jaki posiadamy, jest Restauracja Ambasador. Neonowe rurki są kilkukrotnie pozaginane, pozawijane. Robi to niesamowite wrażenie z bliska. Najwięcej liter ma Główna Księgarnia Techniczna.

Wymieniłeś trzy, pozostało więc osiem. A który jest Twoim ulubionym?

Mój ulubiony neon już nie istnieje - z tych, co miałem szansę jeszcze zobaczyć. Były nim Maszyny do Szycia na Marszałkowskiej przy Teatrze Bajka. Pierwsze i ostatnie litery były fantazyjnie rozciągnięte, jakby były wytworem działającej maszyny do szycia. Było coś w tym abstrakcyjnego i wyjątkowego. Niestety neon został pocięty i wyrzucony w związku z przeniesieniem sklepu.

Czy różni się neon od typowej reklamy świetlnej, która codziennie na ulicach razi nas oczy?

W wielkim uproszczeniu reklama neonowa składa się z rurek wypełnianych gazem. Dają one wyraziste światło. Wyrazistsze niż kasetony, gdzie źródło światła jest ukryte. Ale też nie razi tak, jak rozprzestrzeniające się reklamy LED-owe. Jest to ciepłe, przyjazne dla oka światło.

Technologia inna, ale i epoka, w której żyjemy, inna

Stare neony były projektowane przez znanych plastyków, grafików i architektów. Słynna siatkarka na pl. Konstytucji w Warszawie, która obecnie znowu straciła nieco formę, to dzieło Jana Mucharskiego. Zygmunt Stępiński, projektując budynek Kina Skarpa, zaplanował też reklamę neonową. Była to więc integralna część budynku. W przypadku reklamy świetlnej rozpatrywany był kontekst miejsca: czy neon nie zakłóca innych reklam, czy pasuje do budynku i nie zaburza podziałów elewacji. Każdy neon opiniowany był przez komisję artystów i musiał zostać zatwierdzony przez Naczelnego Plastyka Miasta. Była więc to przemyślana i uporządkowana forma reklamy.

Naprawdę neon musiał pasować do budynku?

Tak, z drugiej strony neony nie znały ograniczeń. Krówka z mrugającym okiem, wystająca z butelki z mlekiem, reklamowała bar mleczny. Sympatyczny słoń zachęcał do brania udziału w loterii. Siatkarka zrzucała piłkę wzdłuż całej elewacji budynku, zapraszając do sklepu sportowego. Wielkie kwiaty o wysokości trzech pięter wisiały nad kwiaciarnią u zbiegu Kruczej i Al. Jerozolimskich w Warszawie. Widać sporą pomysłowość i zabawę formą. Obecnie głównie chodzi o wyeksponowanie logo i skuteczne podanie hasła reklamowego.

Bar mleczny, sklep sportowy, kwiaciarnia - to znaczy, że neony były wszędzie?

Neony mogły wisieć nad wszelkimi obiektami - bez względu na ich faktyczne znaczenie i to, czy reklama im była potrzebna. Swoje neony miały pralnie, kioski, biblioteki, bary mleczne, a nawet budki Milicji Obywatelskiej. Zdarzały się rzecz jasna absurdalne reklamy, jak mało komu potrzebne obrabiarki i maszyny do księgowania z NRD czy koleje radzieckie. Neony więc może nie tyle reklamowały, co obwieszczały i rozświetlały miasto.

Czy słyszałeś o podobnych neonowych inicjatywach?

Słyszałem oczywiście o muzeum neonów w Las Vegas - miasta, którego integralną częścią są właśnie neony. Z bliższych nam rejonów - Budapeszt zaczął ratować swoje stare reklamy. Ciekawym przedsięwzięciem, które chyba nas najbardziej zainspirowało, jest Muzeum Liter w Berlinie (Buchstabenmuseum), prowadzone prywatnie i zajmujące się ogólnie ochroną niepotrzebnych napisów i liter.

A w Polsce?

Temat neonów u nas także stał się teraz popularny. W samej Warszawie jest kilka wydarzeń - neony są odnawiane, organizowane są różne wystawy, temat ma też zgłębiać Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Aktywnie działają też Katowice oraz Wrocław. W Katowicach, w ramach starań o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, powstać ma Ogród Światła, w którym znajdą się uratowane neony - głównie chyba jednak odtworzone, gdyż zachowało się ich tam do tej pory niewiele, a te, co pozostały, są w kiepskim stanie. Miasto aktywnie promuje też powstawanie nowych neonów. Jeżeli chodzi o Wrocław, to tam pół roku temu odnowiony został neon "Dobry Wieczór we Wrocławiu", będący swoistą wizytówką miasta, z ludzikiem zdejmującym kapelusz i witającym podróżnych wychodzących z dworca. Po naszej wystawie w tym mieście dowiedzieliśmy się, że grupa zapaleńców zaczęła także zbierać tamtejsze neony. Także w innych miastach odbywają się różne akcje, choć na mniejszą skalę.

Jak reagują ludzie?

Nasze wystawy, publikacje, działania spotykają się generalnie, w zdecydowanej większości, z pozytywnym odzewem. Okazuje się, że wiele osób ma różne wspomnienia związane z neonami - zostają one w pamięci. Wiele osób na nowo odkrywa neony. Zdarzają się oczywiście też komentarze typu "to może czas teraz sfotografować stare płyty chodnikowe".

Słyszałem, że neony można spotkać także w księgarniach

Zgadza się, pod koniec 2008 r. wydaliśmy album "Warszawa. Polski Neon", poświęcony warszawskim neonom. W związku ze sporym zainteresowaniem, podjęliśmy prace nad kolejną książką, tym razem obejmującą także inne duże miasta polskie. Zostanie wydana w Nowym Jorku przez uznanego wydawcę książek dotyczących sztuki. Jej premiera zaplanowana jest na 6 września 2011 r.

Czy możesz zdradzić najbliższe plany muzeum? Słyszałem, że trwają rozmowy lokalowe z dzielnicami.

Trwają rozmowy z miastem, dzielnicami i różnymi instytucjami. Znalezienie i przygotowanie odpowiedniego miejsca nie jest łatwą sprawą, tak więc trochę to jeszcze potrwa. Najbliższe plany przewidują wzięcie udziału w tegorocznej Nocy Muzeów - niekoniecznie jednak z docelową siedzibą.

Nie sądzisz, że miejsce neonów jest na budynkach, a nie w garażu albo w muzeum?

Oczywiście, najlepiej by było, gdyby neony pozostawały w swoich miejscach, dla których były przeznaczone. Jednak, wiadomo, nie zawsze jest to możliwe - właściciele mają różne koncepcje, sklepy przenoszą się, likwidują, lokale zmieniają najemców. Trudno przecież, żeby neon Tkanin Dekoracyjnych wisiał nad sklepem z kosmetykami. Uważamy, że lepszym miejscem dla takich "bezpańskich" znaków jest właśnie garaż albo muzeum niż złom i zniszczenie.

Podobno życie składa się z małych sukcesów - zdradzisz nam swój ostatni?

Będzie on oczywiście neonowy. Staramy się, by charakterystyczna syrenka siedząca na książce, część instalacji Biblioteki Publicznej z ulicy Grójeckiej w Warszawie, pozostała - o ile to możliwe - w oryginalnym miejscu. Spółdzielnia nie mówi nie. Bo neony, powtórzę to raz jeszcze, najlepiej wyglądają w miejscach, dla których zostały przeznaczone.

Dziękuję za rozmowę

Rozmawiał: Piotr Żabowski

    Więcej o:

Skomentuj:

Neonowy blask z garażu na Bródnie