Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

"Kiedy katedry były białe..." [fragment książki Le Corbusiera]

red

Na rynku właśnie ukazała się polska wersją ważnej w twórczości Le Corbusiera książki. ?Kiedy katedry były białe? to efekt pierwszej podróży legendarnego architekta do Ameryki. W dzisiejszej odsłonie publikujemy rozdział zatytułowany "Nowojorskie drapacze chmur są za niskie!", w którym Corbusier opisuje swoją pierwszą wizytę na Manhattanie

W wieczór mojego przyjazdu do Nowego Jorku „New York Herald” pod moją karykaturalnie naświetloną fotografią zamieszcza wielką czcionką taki komentarz:

„Finds American skyscrapers much too small

Skyscrapers not big enough

Says Le Corbusier at first sight

Thinks they should be huge and a lot farther apart”.

„Uważa, że amerykańskie drapacze chmur są za niskie

Na pierwszy rzut oka drapacze chmur nie są dość wysokie

Mówi Le Corbusier

Uważa, że powinny być olbrzymie i ustawione dalej od siebie”.

O 14 schodziłem z pokładu Normandie; o 16 dziennikarze otoczyli mnie w Museum of Modern Art na wystawie Fernanda Légera. Podstawowe pytanie, jakie zadają każdemu wysiadającemu pasażerowi: „Co myśli pan o Nowym Jorku?”. Odparłem sucho: „Drapacze chmur są za niskie”. I wyjaśniłem dlaczego.

Moi rozmówcy w jednej chwili oniemieli! Trudno! Rozumowanie jest jasne, a dowodów na jego poparcie nie brakuje na przepełnionych ulicach, w sercu miejskiej katastrofy.

Drapacz chmur to nie pióropusz wieńczący oblicze miasta. Tak sądzono i był to błąd. Pióropusz okazał się miejską trucizną. Drapacz chmur to narzędzie. Wspaniałe narzędzie, aby skupić ludność, odsłonić podłoże i wszystko uporządkować, znakomite źródło polepszania warunków pracy, pobudzania gospodarki, a tym samym - bogacenia się.

Jednakże drapacz chmur jako pióropusz, zjawisko częste na Manhattanie, skompromitował tę wizję. Nowojorskie drapacze chmur zaszkodziły racjonalnym drapaczom chmur, które nazwałem kartezjańskimi drapaczami chmur (Plany, „Revue internationale”, Paryż 1931)[1].

Wyjaśnijmy, na czym polega kartezjański drapacz chmur:

a) Przede wszystkim da się go zbudować dzięki nowoczesnej technice: śmiałym żelaznym szkieletom, podnośnikom, metodom wygłuszania. Do tego udoskonalone elektryczne oświetlenie; wynalazek właściwego powietrza, klimatyzacji; niekwestionowana skuteczność systemu wind itp.

b) Drapacz chmur z łatwością osiąga 300 metrów wysokości. Intuicyjnie przyjmuję 60 pięter, czyli 200 metrów - taki rozmiar wydaje mi się słuszny[2].

c) Drapacz chmur jest pionowy i zupełnie gładki od góry do dołu, regularny, bez występów i uskoków - w odróżnieniu od nowojorskich drapaczy chmur, które ocierają się o bezsens wskutek żałosnych romantycznych upodobań urzędników.

d) Drapacz chmur jest ogrzewany światłem; oznacza to, że żadne pomieszczenie biurowe nie może być pozbawione światła słonecznego. Budynek musi zatem przyjąć formę niezależną od ukształtowania terenu, podyktowaną przez swoje trzy podstawowe organy: windy, korytarze i biura, których głębokość jest bezpośrednio proporcjonalna do wysokości okien.

e) Drapacz chmur nie powinien mieć biur od strony północnej. Jego plan ma wynikać z drogi słońca po niebie - rozrysowanej na schemacie. W połączeniu z wymogiem stabilności i oporu względem wiatru (największego wroga drapaczy chmur) przyjmie charakterystyczny, płaski kształt.

f) Drapacz chmur zbudowany jest ze stali - szkielet ułożony jak podniebna plecionka, pajęcza robota, cudownie wolna i jasna. Żadnych murów - mur nie może swobodnie wznosić się na 200 metrów; po co zresztą to robić? Przed wprowadzeniem nowych metod budowania za pomocą żelazobetonu i stali mur służył do podtrzymywania podłogi. Dziś są one podtrzymywane za pomocą słupów, które nie zajmują nawet tysięcznej części powierzchni podłóg, a nie przez mury. Zewnętrzna część drapacza chmur - fasada - może być cienką warstwą szkła, szklaną skórką. Po co rezygnować z bogactwa, jakim jest wlewające się światło?

g) Drapacz chmur ma być wielki. Łatwo może pomieścić 10, 20, 30, 40 tysięcy mieszkańców. Warto więc zadbać o dobrą komunikację i niezawodne środki transportu: metro, autobus, tramwaj, autostradę.

h) Stać nas już na sformułowanie podstawowej zasady: drapacz chmur to funkcja objętości (lokale) i powierzchni wolnego podłoża w jego otoczeniu. Drapacz chmur niespełniający harmonijnie tej funkcji to choroba. Choroba Nowego Jorku.

Kartezjański drapacz chmur to cud urbanistyki i cywilizacji maszyn. W niebywałym stopniu koncentruje ludność: nawet do 3-4 tysięcy osób na hektar. Dokonuje tego, zajmując jedynie od pięciu do siedmiu procent powierzchni. Zatem od 93 do 95 procent zostaje zwrócone, jest do wykorzystania dla ruchu pieszego i kołowego! Te rozległe wolne powierzchnie, cała dzielnica biurowa stanie się parkiem. Szklane drapacze chmur, przejrzyste i czyste jak kryształy, będą się wznosić pośród zielonych drzew. Wystarczy wyznaczyć właściwe proporcje podziału gruntu, ustawienia drapaczy chmur, odległości między nimi oraz ich objętość (pojemność). W regułach tej nowej gry trzeba uwzględnić nowe prawo: techniczne warunki ruchu kołowego. To nowy rozstaw miejsc, w których krzyżują się autostrady; stosowne odległości między nimi.

Trzeba wyjaśnić jeszcze jedno: jeśli drapacz chmur jest dostatecznie wysoki, wydatki na jego budowę rekompensuje natychmiast niezwykle skuteczna organizacja: usługi wspólne dla całego drapacza chmur - restauracje, bary, sale wystawowe, fryzjerów, sklepy itd. Życie biura - dużo efektywniejsze dzięki mechanicznej racjonalizacji: poczta, telefon, telegraf, radio, poczta pneumatyczna itp. - toczy się wówczas w doskonałych warunkach psychofizjologicznych: w wygodzie, luksusie i wysokiej jakości całej konstrukcji - korytarzy, wind i samych biur (cichych, wypełnionych czystym powietrzem). Przypominają mi się paryskie biurowce; ach, nędzne pomieszczenia, brudne i nijakie, ujawniające zadziwiające upodlenie ducha pracy - te wejścia, te groteskowe, zabawne, idiotyczne windy, ciemne i nędzne przedsionki, ciąg mrocznych pokoi otwartych na uliczny hałas albo nędzne podwórze. Nie, niech nikt nie broni już „poczciwego” uroku tych lokali godnych pana Homais, w których nic - absolutnie nic - nie jest funkcjonalne. I powtórzę: gdzie sam umysł jest tłamszony. Już w Nowym Jorku Rockefeller Center swoimi funkcjonalnymi i szlachetnymi korytarzami obwieszcza światu godność nowej epoki, podobnie jak  w Filadelfii drapacz chmur Howe'a i Lescaze'a[3].

Chcę tu wyrazić wspaniałość kartezjańskiego drapacza chmur: ożywczy, orzeźwiający, optymistyczny, promienny widok przestrzeni, jaki dociera z zewnątrz do każdego biura przez lśniące szyby. Przestrzeń! Ta odpowiedź na dążenia człowieka, odprężenie dla oddychających płuc i bijącego serca, możliwość patrzenia daleko, wysoko, na rozległą, bezkresną przestrzeń. Pełne słońce w czystym i świeżym powietrzu dostarczanym przez mechaniczne instalacje. Chcecie obstawać przy swoim szalbierstwie i obłudzie, dyskredytować te olśniewające zjawiska, mędrkować, domagać się tradycyjnych, „porządnych okien” otwartych na uliczną zgniliznę, na hałas, przeciągi oraz wyśmienite towarzystwo much i komarów? Od 30 lat bywam w paryskich biurach; rozmowy, które przerywa zgiełk, duszna atmosfera, widok na oddalony o 10 metrów inny budynek, ciemne kąty, półcień itp. Oszuści nie mogą już dłużej wypierać się postępu i uniemożliwiać swoim tchórzostwem jakichkolwiek zmian, zabraniać miastu czy też miastom zmierzać ku szczęśliwemu przeznaczeniu.

Nowojorskie drapacze chmur są za niskie i zbyt liczne. Stanowią dowód - dowód na nowe wymiary i nowe narzędzia; również na to, że wszystko może się już opierać na nowym planie, planie symfonicznym - rozległości i wysokości.


[1] Artykuł z cyklu La Ville radieuse (Miasto promienne): Czy Kartezjusz jest Amerykaninem?, [przyp. aut.].

[2] Współczesne miasto dla 3 milionów mieszkańców, Salon d'Automne, Paryż 1922, [przyp. aut.].

[3] 36-piętrowy wieżowiec Philadelphia Savings Fund Society, oddany do użytku w 1932 r., odróżniający się na tle wieżowców Manhattanu oszczędnym opracowaniem fasady, uważany za pierwszy znaczący przejaw stylu międzynarodowego w Stanach Zjednoczonych.

    Więcej o:

Skomentuj:

"Kiedy katedry były białe..." [fragment książki Le Corbusiera]