Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Bolesław Stelmach: Jak nie zostałem artystą [WYWIAD]

Agnieszka Jęksa

Miejsce architekta jest na rusztowaniach. Rozmowa z Bolesławem Stelmachem, architektem, autorem m.in. otwartego niedawno Centrum Spotkania Kultur w Lublinie.

Agnieszka Jęksa (AJ) - Co Pana łączy z amerykańskim malarzem Markiem Rothko?

Bolesław Stelmach (BS) – Nic, niestety. Po maturze chciałem zdawać na malarstwo na krakowską Akademię Sztuk Pięknych. Ale tuż przed egzaminami zobaczyłem obrazy Marka Rothko... Przeżyłem załamanie nerwowe, nie spałem po nocach gdy zrozumiałem, że moje malarstwo już było...

AJ - I wtedy...

BS – Pojechałem z moim przyjacielem na ryby koło Kocka. Ale mama wysłała moje papiery na krakowską architekturę. Zostałem przyjęty. Do czwartego roku nie miałem pojęcia, co tam robię. Nigdy nie łączyłem rysowania na zajęciach z rzeczywistością. To była kompletna abstrakcja, a wizyty na socjalistycznych budowach podczas praktyk - gehenną! Wtedy nie miałem pojęcia, jak mam wykonywać ten zawód. Dopiero teraz wiem, że „miejsce architekta jest na rusztowaniach” (Niemojewski), a dom projektuje się na budowie – on sam mówi, jaki chce być.

Ale po studiach pozostał mi sentyment do Krakowa, gdzie jak dziecko we mgle spędziłem tych pięć wspaniałych lat.

AJ - Czy pamięta Pan teren dzisiejszego Centrum Spotkań Kultur w Lublinie?

BS - W czasie studiów ten teren niewiele mnie obchodził....

AJ - Był tu ponoć „małpi gaj” - dziko porośnięte pustkowie w centrum miasta?

BS - To był plac otoczony willami, gdzie przyjeżdżał cyrk, był też odkryty basen, organizowano majówki. Następnie przez 40 lat próbowano skończyć budowę teatru operowego, który na początku należał do Skarbu Państwa, a potem dostał się województwu. Ale wszystko dookoła należy do miasta.

Projekt był łączeniem wody z ogniem – kompletnie rozbieżnych interesów instytucji, które organizowały sprzeczne przetargi. Powstawały oddzielne projekty: domu i placu przed nim, które nie uwzględniały się nawzajem. Odkąd wygraliśmy międzynarodowy konkurs w 2009 roku, stworzyliśmy obiekt przeciwko inwestorowi, który go nie chciał i był mu do niczego niepotrzebny.

AJ - Niechciane dziecko, które jednak przerosło swoich rodziców...

BS – Cztery sale, z czego największa mieści tysiąc osób, łącząc funkcje od kongresu przez orkiestrę symfoniczną po operę. Jej mechanika sceniczna jest najlepsza w Polsce i jedna z najlepszych w Europie, tuż po OpĂŠra Bastille w Paryżu. Składają się na nią m.in. cztery dwupoziomowe zapadnie, które jadą płynnie do 10 metrów w dół i w górę - z precyzją do 1 minimetra. Niezależnie od ruchomej scenografii zbudowaliśmy zapadnie osobowe - śpiewacy wyłaniają się na nich podczas przestawienia. Dysponujemy 140 sztankietami, każdy z nich uniesie pół tony dekoracji, pojedzie 30 metrów do góry i 10 metrów na dół. Zapraszamy też do posłuchania, jak brzmi najlepszy na świecie sprzęt do nagłośnienia.

AJ- To naprawdę dzieje się w Polsce?

BS - Obecnie pracujemy nad koprodukcją Warszawa-Paryż-Mediolan-Lozanna.  Scenografię komputerowo pakuje się do skrzyń i do tira. A kiedy tir przyjeżdża, podnosimy go o 10 metrów do poziomu sceny i z dokładnością co do minimetra wypakowujemy w ciągu 3 godzin. Można tak przywieźć 30 ton scenografii. Dzięki temu ogromne zespoły teatralne czy muzyczne mogą wystąpić i wrócić do Warszawy tego samego dnia, by zmniejszyć koszty. 

AJ - Skąd Pan to wszystko wie?

BS - Te rozwiązania pokazano mi w operach wiedeńskiej, weneckiej i paryskiej, a wykonali ją czescy fachowcy, którzy stworzyli w Moskwie Operę Bolszoj. Scenę wypróbowała śpiewaczka operowa Aleksandra Kurzak - wpadła do Lublina, lecąc z Metropolitan Opera do La Scali (śmiech).  

AJ - Światowe towarzystwo!

BS - Ale kiedy prosiłem Panią skarbnik o fundusze aby dokończyć akustykę, tak, by dźwięk nie przypominał nagłośnienia w gminnym domu kultury, usłyszałem, że nie widzi nic złego w gminnym domu kultury... Dodam, że budynek kosztował 150 mln złotych, a sama mechanika sceniczna ponad 30 mln złotych.

AJ - Co by jeszcze Pan zmienił, poza Panią skarbnik?

BS - Przede wszystkim dokończyłbym budynek - brakuje w nim fragmentów elewacji, także tej multimedialnej, pracujemy wciąż nad akustyką, chcemy otworzyć kino i trzy restauracje. Cóż, marszałek województwa z pełną świadomością odebrał dom od wykonawcy, nie wyznaczając dodatkowego terminu na dokończenie budowy... No i przydałby się budżet na kolejne lata na koprodukcje z Warszawą, Mediolanem czy Wiedniem.

AJ - A kogo chciałby Pan posłuchać w gotowej sali?

BS - Mam nadzieję, że Maestro Antoni Wit wykona II Symfonię Mahlera – symboliczne Zmartwychwstanie. Jesteśmy już umówieni.

AJ - Wierzę, że spotkanie dojdzie do skutku! A czego Pan słucha w domu, po powrocie z pracowni?

BS – W biurze cały czas słucham Bacha. Wychowałem się w rodzinie muzyków - od dzieciństwa słyszałem Bacha i  nadal słucham go na okrągło. Ale też Mozarta, Lutosławskiego i Pendereckiego.

AJ - Ma Pan czas na książki?

BS - Podobnie jak z muzyką - ciągle wracam do tych samych 5 autorów : Kafka, Musil, Proust - „W poszukiwaniu straconego czasu”, Kundera i jego eseje o tym, jak w Europie Wschodniej nie umieliśmy skorzystać z wolności. Wydawało nam się, że neoliberalizm i pieniądze załatwią wszystko, a nie załatwiły nic. Sami zepchnęliśmy się do czarnej dziury, a Polska jest tego świetnym przykładem. Zwłaszcza teraz. 

    Więcej o:

Skomentuj:

Bolesław Stelmach: Jak nie zostałem artystą [WYWIAD]