Partnerzy

Aktualności

Architektura na świecie

Architektura w Polsce

Wywiady

Ikony architektury

Projekty i realizacje

Architektura ze śmieci: Jellyfish Theatre

wolf

W Londynie powstał pierwszy na świecie teatr wybudowany z odpadków, starych palet, używanych drzwi, plastikowych butelek. Budynek z recyklingu ma promować idee zrównoważonego budownictwa także poprzez sztuki w nim grane, które są o ekologicznej tematyce. Teatr zbudowali wolontariusze wg projektu pary niemieckich architektów - Martina Kaltwassera i Folke Köbberling.

- To co dla jednego człowieka jest śmieciem, dla innego bywa skarbem - mawia Martin Kaltwasser, niemiecki architekt i artysta konceptualny. Urodzony w Munster w 1965 roku pewnie pozostałby anonimowym twórcą jakich wielu, gdyby nie jego osobliwe podejście do projektowania. Kaltwasser nie lubi architektury, która niszczy środowisko i jest bardzo energo- i materiałochłonna, dlatego od lat buduje z odpadków. Od 12 lat współpracuje ze swoją o cztery lata młodzą żoną Folke Köbberling.

Ich pierwszym śmieciowym dziełem był ich własny dom wybudowany w centrum Berlina. Myśleli, że sąsiedzi będą na nich krzywo patrzeć, bądź że spotka ich całkowity ostracyzm. Stało się inaczej - małżeństwo architektów stało się popularne, a ich idea śmieciowej architektury poszła w świat.

Dziś tworzą w wielu krajach, ich ostatnie dzieło to Jellyfish Theatre, który stanął pod koniec sierpnia w południowej części Londynu w Southwark, zaledwie 10 minut spacerem od słynnego Globe Theater, blisko brzegu Tamizy. Powiedzieć, że ten budynek to jeden wielki śmieć, byłoby niesprawiedliwością. Owszem teatr zbudowano z odpadów, ale rehabilituje on śmieci nadając im nowe znaczenie.

Teatr Jellyfish zbudowano ze starych desek, zużytego drewna pochodzącego z placów budowy, z podarowanych zbędnych mebli szkolnych, drzwi, nawet gwoździe użyte do jego zbicia pochodziły z recyklingu. Wszystkie materiały trafiły na budowę z darów. Stowarzyszenie Red Room, które powołało do życia teatr - zaapelowało do mieszkańców i okolicznych firm o nie wyrzucanie drewnianych odpadów, tylko zwożenie ich na plac budowy.

Ekologiczny teatr z odpadów wymarzyli sobie dwa lata temu Topher Campbell, dyrektor artystyczny Red Room oraz producent Bryan Savery. To oni zaprosili do projektu Kaltwassera i Köbberling.

sanktuarium palet

Jellyfish Theater wygląda jak hołd złożony przemysłowym paletom - to one są najbardziej widocznym elementem struktury budynku. Jeszcze do niedawna były używane do składowania owoców i warzyw na targu Covent Garden. Palety są idealnym materiałem do budowania - bo są tanie, wytrzymałe i niezwykle elastyczne. Co więcej są też atrakcyjne, wystarczy postawić je na sztorc, wtedy odkrywają swoją ciekawą formę, tworzą niezwykle przestrzenne ściany.

Wiele z palet pozostawiono na elewacjach w takiej surowej formie, w części oblicowano je deskami lub kawałkami sklejki. W całości oblicowano je od środka, tak by uchronić wnętrze przed wiatrem, deszczem i światem dziennym, gdyż przestrzeń teatralna wymaga ciemności.

Tak naprawdę Kalwasser z Köbberling nie przedstawili żadnego szczegółowego projektu - cała budowa oparta była na kilku szkicach. Nie sposób było opracować budynku do ostatniego szczegółu, skoro nie można było przewidzieć, jakie materiały i w jakich ilościach uda się pozyskać.

To architektura improwizacji, w której projektanci stale uczestniczą przez cały okres budowy. Architekci zaprosili na budowę kilku swoich sprawdzonych robotników, z którymi na miejscu wymyślali detale. To przypomina sposób pracy angielskiego reżysera Mike Leigh, który najczęściej pracuje bez scenariusza, a poszczególne sceny filmu powstają poprzez improwizację ze sprawdzoną grupą jego aktorów.

Jedynym elementem, który jest standardowy w budynku - to stalowy szkielet, który stał się ramą dla całego budynku. Wszystko inne jest improwizowane: tutaj palety, tam sklejka, płyty MDF na górze.

Jednak mimo tego Jellyfish pozostaje budynkiem, który spełnia wszelkie lokalne normy bezpieczeństwa, przepisy budowlane i przeciwpożarowe. Jego widownia to audytorium rozmieszczone po obwodzie, na którym może zasiąść 120 osób.

Teatr wystawiał sztuki od 26 sierpnia do 9 października, bo tak długo funkcjonował Jellyfish. Na jego deskach (z recyklingu) wystawiono sztuki: ?Oikos?Simona Wu oraz ?Protozoa?Kay Adshead, obie o tematyce ekologicznej.

teatr totalny

Jellyfish to w pełnym tego słowa znaczeniu teatr totalny. Dlatego, że od początku dramaturdzy zostali zaangażowani w ideę śmieciowego budynku, mogli sugerować jak ma wyglądać, zaś architekci z kolei czytali skrypty sztuk, by budynek był już gotową scenografią dla przedstawień. Także do budowy zaangażowano wielu ludzi, którzy później byli widzami Jellyfish. Pracowali tutaj uczniowie z okolicznych szkół, a nawet pracownicy biurowi z budynków znajdujących się po drugiej stronie ulicy.

Nie tylko materiały budowlane teatr otrzymał za darmo, ale i czas i umiejętności architektów, stolarzy i wielu innych ludzi, pracujących w firmach w pobliżu, którzy wpadali na budowę w czasie swojej przerwy na lunch. W sumie na budowie pracowało 81 wolontariuszy, którzy poświecili 4200 godzin na stawianie teatru. W ciągu 9 tygodni budowy zużyto 800 palet, 750 metrów kw. sklejki i innych arkuszy drewnianych.

- Jellyfish pokazuje, że mieszkańcy mogą sami tworzyć projekty w przestrzeni publicznej. Mogą sami znaleźć wolną działkę, zdobyć materiały. Mogą coś budować bez pomocy deweloperów i wielkich pieniędzy. Potrzebne jest tylko zaangażowanie - przekonuje Savery z Red Room.

Budynki ze śmieci nie są niczym nowym, od zawsze ludzie budowali z tego co mieli pod ręką, podobnie czynią zwierzęta budując gniazda ze znalezionych kawałków drewna, źdźbeł trawy itp. Jednak dziś budowa z odpadów kojarzy się zwykle z budami w slumsach, które wznoszą najubożsi. Jellyfish rehabilituje ten sposób oszczędnego i jakby nie było najbardziej ekologicznego budowania - jest przecież teatrem, świątynią sztuki wysokiej, jednak jego mury wzniesiono z pogardzanych i wstydliwych śmieci.

Skąd imię ?jellyfish? (meduza) dla teatru? Wymyślił je sam Kaltwasser. Nawiązuje nie tylko do macek budynku (wystających desek), ale i idei efemeryczności. - Ludzie mówią, że nazwa jest trochę niepokojąca. A dla mnie meduzy to kruche istoty. One potrzebują czystej wody, którą my ludzie wciąż zanieczyszczamy. Meduzy pojawiają się nagle i równie niespodziewanie znikają - mówi architekt.

Podobnie jest z budynkami Köbberling i Kaltwassera. Teatr Jellyfish wkrótce będzie demontowany. Może i zniknie z pejzażu Londynu, ale na pewno trwale zmienił myślenie wielu ludzi o budynkach, udowadniając, że architektura nie zawsze musi być intruzem na naszej planecie. Może być jak gniazda zwierząt, zbudowane tu i teraz z tego co po ręką, by gdy przestaną być potrzebne, zniknąć zupełnie rozpływając się w środowisku naturalnym.

Na podstawie artykułu ?Junkitecture and the Jellyfish theatre? Jonathan Glancey, Guardian.co.uk, 16 sierpnia 2010

Udostępnij

Przeczytaj także

Warszawski wieżowiec Intraco zostanie wyburzony. Co powstanie na jego miejscu?
Wohnpark Alterlaa w Wiedniu - eksperyment społeczny z lat 70. Osiedle komunalne z basenami na dachach
Erich Mendelsohn - z Olsztyna w świat wielkiej architektury [ZNANI ARCHITEKCI]

Polecane

Wieże wodne i rozmowy o śmieciach. Z Hugonem Kowalskim o sukcesie jego wystawy
Pas startowy dawnego lotniska zamienili w imponujący park
Atocha - dżungla w dworcowej hali. Tak to się robi w Madrycie!

Skomentuj:

Architektura ze śmieci: Jellyfish Theatre

Ta strona używa ciasteczek w celach analitycznych i marketingowych.

Czytaj więcej