Fenomen osiedla za Żelazną Bramą
"Nie wiem, czy jakieś miasto w Europie ma tak wielkie corbusierowskie osiedle w samym centrum" - mówi Grzegorz Piątek w rozmowie z Agnieszką Kowalską z Gazety Stołecznej

Agnieszka Kowalska: Jak ten Le Corbusier ma się do Polski i do Warszawy?
Grzegorz Piątek: Jest najbardziej wpływowym architektem XX w. I mimo że nigdy w Warszawie nie był i niczego nie zaprojektował, to miał tu wielu współpracowników, takich jak Helena Syrkus, Roman Piotrowski czy Maciej Nowicki. Było kilku, którzy przewinęli się przez jego pracownię jako stażyści, wracali tutaj i zaszczepiali te idee.
Po wojnie na tym oczyszczonym terenie ci - nazwijmy ich - "ewangeliści" mieli w Polsce spore pole do popisu, bo tu można było budować od nowa lub prawie od nowa całe miasta - te zniszczone, na czele z Warszawą, i te zupełnie nowe, jak Tychy. I robiono to według corbusierowskich ideałów: rozdzielając strefy mieszkalne od przemysłowych, ruch kołowy od pieszego, wprowadzając dużo zieleni, infrastrukturę społeczną. Warto przypominać, że to bardziej Le Corbusier niż Stalin odbudował nam Warszawę.
Jak w Warszawie objawiły się te idee?
- Już przed wojną planiści pracujący w warszawskim ratuszu - Jan Chmielewski czy Stanisław Różański - byli pod silnym wpływem Le Corbusiera. I już wtedy myślano o radykalnym rozluźnieniu zabudowy. Warszawa miała przed wojną jeden z najgorszych w Europie współczynników gęstości zabudowy i zaludnienia - 10 tys. osób na kilometr kwadratowy. Wiele osób dzieliło to samo łóżko, ktoś spał na nim w dzień, a ktoś w nocy. Nikodem Dyzma tak zaczynał, dzielił łóżko z prostytutką (śmiech). Dla porównania - dziś gęstość zaludnienia w Warszawie wynosi około 3 tys. osób na kilometr kwadratowy.
A mnie się zawsze wydawało, że te mieszkania w powojennych budynkach miały jednak gorszy od przedwojennych standard.
- Dziś podziwiamy wielkie mieszkania z wysokimi sufitami, ubolewamy, że po wojnie dzielono je na mniejsze, ale nie zapominajmy, że wielki apartament od frontu był przed wojną przywilejem dostępnym dla nielicznych. Dla wielu M-3 w bloku było ogromnym awansem. Dopiero dziś te mieszkania odbieramy jako zbyt małe. W latach 30. było sukcesem, gdy każda osoba miała osobne łóżko.
A jak się miał plan corbusierowski do planu socjalistycznego?
- Po 1945 roku spora część polskich corbusierystów stała się o wiele bardziej wpływowa niż przed wojną. Na przykład Roman Piotrowski, który uczestniczył w tworzeniu Karty ateńskiej, był szefem Biura Odbudowy Stolicy, potem ministrem odbudowy i ministrem budownictwa. Corbusierowski sposób na miasto został przyjęty przez władzę jako sposób na jego modernizację. I nawet potem pod historyzującym socrealistycznym kostiumem te idee były obecne.
Jak długo te idee przetrwały w Polsce?
- Znacznie dłużej niż na świecie - przez ociężałość aparatu inwestycyjnego w PRL i długofalowe planowanie, które z trudem poddawało się dyskusji i korektom. Gdy w 1972 roku w St. Louis burzono spektakularnie bloki osiedla Pruitt-Igoe, co uznaje się za symboliczny koniec modernizmu w urbanistyce, u nas oddawano do użytku osiedle Za Żelazną Bramą, a Ursynowa jeszcze nie było.
Żelazna Brama jest prawdziwym fenomenem. Ogromne bloki w środku miasta.
- Nie wiem, czy jakieś miasto w Europie ma tak wielkie corbusierowskie osiedle w samym centrum.
Ten teren był prawie oczyszczony przez wojnę - idealne miejsce, żeby zrealizować to, o czym Le Corbusier marzył w Paryżu już w latach 20., kiedy stworzył tzw. plan Voisin. Proponował, żeby wykroić z miasta teren, z którego zniknie wszystko z wyjątkiem najcenniejszych zabytków - one miały zostać pieczołowicie zakonserwowane. Tam to nie było możliwe, ale u nas była wojna oraz dekret Bieruta i dało się prawie od nowa zaprojektować kawał miasta.
Uważasz, że to był dobry pomysł?
- Tak, bo to był akurat jeden z tych fragmentów Warszawy, po których nie ma co płakać. W "Ludziach bezdomnych" jest piękny opis tego, jak doktor Judym przemierza ulicę Krochmalną. Czytamy o całej tej ciasnocie, biedzie i wyziewach, które wydobywały się z każdego kąta. Również architektonicznie tam wielkich skarbów nie było. A to, co rzeczywiście miało jakąś wartość, zostało zachowane. Można porównać ten fragment miasta do wielkiego modernistycznego apartamentu, do którego wstawiono starannie dobrane bibeloty, bo mamy te bloki i pomiędzy nimi rozrzucone Hale Mirowskie, synagogę, kościół św. Karola Boromeusza.
Jakie corbusierowskie wytyczne tam zastosowano?
- Założenia były takie, żeby zabudowa była wysoka, ale budynki stały daleko od siebie. Tak, żeby jak najwięcej ludzi mogło się cieszyć dalekimi widokami i zielenią za oknem. Poza tym właśnie to wyeksponowanie zabytków czy - jak to pisano po modernistycznemu - "oczyszczenie z ruder", które je zasłaniały, przygniatały. Wreszcie - rozdzielenie ruchu pieszego od kołowego. Żeby dziecko było w bezpiecznej odległości od domu i nie musiało przekraczać żadnych ruchliwych ulic, żeby się dostać na huśtawki czy wrócić ze szkoły. Są też tereny rekreacyjne pod samym domem - wielkie ogrodzone place zabaw
A wewnątrz samych bloków?
- Jeśli chodzi o wnętrza i sposób działania budynku, to tutaj jest najwięcej kompromisów. W czystym modelu corbusierowskim - tym z manifestów - nacisk był położony na przestrzenie wspólne, które miały wynagradzać względnie małą powierzchnię mieszkań. Tego tu nie zrobiono, tak jak np. w tzw. Jednostce Mieszkalnej w Marsylii. Tam na dachu jest taras do spacerów i opalania. Jest też nadbudówka, w której znajdowało się przedszkole.
A jak oceniasz same mieszkania Za Żelazną Bramą?
- Są ciasne, to fakt, ale bardzo starannie zaprojektowane. Wydaje się, że to osiedle i te mieszkania dopiero teraz znalazły swoje właściwe zastosowanie. Przez lata były nienawidzone, bo gnieździły się tam całe rodziny. Dziś wiele z nich zajmują single, studenci, ludzie starsi, od których dzieci i wnuki już się wyprowadziły, albo ludzie, którzy przyjeżdżają do Warszawy do pierwszej pracy.
To bardzo dobrze widać w filmie austriackiej artystki Heidrun Holzfeind o Żelaznej Bramie. Rozmawia z mieszkańcami i właściwie oni prawie na nic się nie skarżą. Jakieś babcie mówią, że szkoda, że nie ma balkonów. A Edyta Herbuś cieszy się z tego, że mieszka w centrum, a jednak jest zielono.
Czyli ten Judym nie zapłakałby dzisiaj na tych korytarzach?
- To osiedle coraz lepiej znosi próbę czasu. Pojawiło się więcej lokali usługowych i sklepów w al. Jana Pawła II, których wcześniej w okolicy brakowało. A zalety zostały. W apartamentowcu Cosmopolitan przy pl. Grzybowskim za przyjemność widoku z dziesiątego piętra na całe centrum Warszawy słono się płaci. A Za Żelazną Bramą mieszkają średniacy.
Ale czy tak powinno wyglądać centrum nowoczesnej metropolii? Jak blokowisko?
- Również tak. W centrum jest miejsce dla wielu typów zabudowy - i dla kamienic, i dla bloków. Dobrze, że jest wybór. Z punktu widzenia ekologii i ekonomii ważne jest, by w śródmieściu mogło mieszkać jak najwięcej ludzi. Rozrośnięte przedmieścia to ogromne obciążenie dla infrastruktury i środowiska - rozproszona zabudowa niszczy tereny wartościowe przyrodniczo, wydłużają się dojazdy, zwiększa się emisja spalin. Gdy ludzie mieszkają w centrum, to jest po prostu z wielu względów wygodniej i zdrowiej.
Dlaczego to budowanie po corbusierowsku zarzucono? Co się nie sprawdziło?
- Trzeba było budować coraz więcej i więcej, i te ideały ulegały wypaczeniu. Skończyło się bezmyślną produkcją kolejnych milionów mieszkań bez całej infrastruktury i zieleni, którą obiecywano, produkcją kolejnych niedokończonych dzielnic bez dbałości o to, jak się będzie w nich żyło. Jakość przeszła w ilość.
Natomiast nie starzeje się pewien etos, do którego warto wracać. Wiele idei zapisanych w Karcie ateńskiej z 1934 roku jest odświeżających, na przykład: "Interes publiczny powinien zawsze stać przed interesem prywatnym". Można powiedzieć: "No dobrze, brzmi jak dekret Bieruta". Ale czy nie zaczyna nam się odbijać czkawką drugie ekstremum? Odchył w stronę skrajnego liberalizmu i świętej własności prywatnej, kult indywidualizmu, drapieżnej konkurencyjności? Może więc warto znowu wrócić do tamtych manifestów i spróbować to wahadełko przechylić gdzieś w stronę środka?
Jak idee najsłynniejszego architekta XX wieku Le Corbusiera wpłynęły na kształt osiedla Za Żelazną Bramą? Przekonamy się już w niedzielę na wystawie otwieranej tam przez fundację Centrum Architektury. Otwarcie wystawy "Varsovie Radieuse. Powrót Le Corbusiera za Żelazną Bramę" w niedzielę, 15 lipca, o godz. 18 na skwerze na tyłach pawilonu przy ul. Grzybowskiej 32. Czynna do 6 sierpnia, 7 dni w tygodniu, 24 godz. na dobę (os. Za Żelazną Bramą, okolice ul. Krochmalnej i Ciepłej)
- Więcej o:
Gdańsk: teren rekreacyjny nad Potokiem Oruńskim już otwarty. To nie jest typowy "zielony skwer" na osiedlu
Fabryka Czekolady E.Wedel wyróżniona Nagrodą Architektoniczną Prezydenta m. st. Warszawy. Jak powstawał czekoladowy symbol stolicy?
Gdańsk: Stocznia Cesarska odkrywa swoje skarby. Znikają wtórne dobudówki
Nowa Scena Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Nowe otwarcie
Wrocławska Renoma kończy 95 lat. Od luksusowego domu towarowego do wielofunkcyjnego obiektu typu mixed-use
Warszawa: Plac Centralny już gotowy. Zieleń z nutką historii zamiast betonozy [ZDJĘCIA]
Pierwszy w Polsce Sky Walk w budynku mieszkalnym powstanie w inwestycji O27 Apartamenty Opolska w Katowicach
11. Nagroda Architektoniczna Prezydenta Warszawy – znamy laureatów