Jak znaleźć lekarstwo dla przestrzeni miejskiej? [POMYSŁY z WESTIVALU]
W ostatnich latach w Polsce powstało mnóstwo pięknych budynków - nie ma wątpliwości, że poziom naszej architektury zdecydowanie się podniósł. W znacznie gorszej kondycji znajduje się natomiast to... co pomiędzy budynkami. Niefunkcjonalne, zaśmiecone reklamami i zakorkowane ulice, mało atrakcyjne przestrzenie publiczne, zaniedbana zieleń wciąż straszą w polskich miastach. Co z nimi zrobić? Zastanawiali się nad tym uczestnicy Westivalu Sztuka Architektury, który odbył się niedawno w Szczecinie.
Miasto - rzecz publiczna
"Miasto - rzecz publiczna" - brzmiało hasło tegorocznej edycji Westivalu Sztuka Architektury, cyklicznej imprezy, organizowanej w Szczecinie od 2007 roku. Organizatorem imprezy był Szczeciński Oddział SARP.
Wybór tematu przewodniego nie był przypadkowy: wszyscy wiemy, że już niedługo większość mieszkańców kuli ziemskiej będzie żyła w miastach i debata o tym, jak tę przestrzeń zurbanizowaną przystosować do potrzeb milionów różniących się między sobą mieszkańców toczy się na całym świecie.
W Polsce temat ten jest aktualny także dzięki rosnącej świadomości estetycznej Polaków. Coraz więcej z nas dostrzega wady otaczającej nas przestrzeni: przeszkadzają nam wielkoformatowe reklamy, nieprzystosowane do potrzeb użytkowników ulice i chodniki, zajęte przez parkingi place, niefunkcjonalne i brzydkie przestrzenie publiczne, chaos i bałagan w każdym prawie zakątku miasta.
Zbliżają się wybory samorządowe, w których wybierzemy urzędników, mających bezpośredni wpływ na jakość otaczającego nas miejskiego krajobrazu. Tym bardziej warto więc przyjrzeć się swemu otoczeniu i zastanowić, co można w nim poprawić i czy któryś z kandydatów i kandydatek na radnych widzi te zagadnienia podobnie.
Uczestnicy szczecińskiego Westivalu w swoich debatach odnosili się głównie do konkretnych problemów, z którymi zmaga się stolica Pomorza Zachodniego. Jednak prawie wszystkie z nich pojawiają się również w innych polskich miastach. Można więc ich użyć jako przykładu i łatwo odnieść do każdej innej miejscowości.
Centrum, czyli serce miasta
Brak jednoznacznie określonego i dobrze pełniącego swoją rolę centrum - to problem wielu polskich miast. Bardzo wyraźnie widoczny jest w Warszawie, ale nie mniej doskwiera mieszkańcom Gdańska czy właśnie Szczecina. Kilka lat temu na łamach tygodnika "Polityka" socjolog prof. Bohdan Jałowiecki pisał: "Centrum miasta jest zwykle ośrodkiem zarządzania, turystyki, rozrywki. Miejscem, gdzie się kupuje luksusowe towary. A także miejscem symbolicznym, szczególnym, podnoszącym prestiż miasta i integrującym mieszkańców". Jest po prostu niezbędne, by miasto stanowiło spójną całość, dawało mieszkańcom poczucie wspólnoty, pozwalało identyfikować się z miejscem, w którym się żyje.
W wielu miastach do niedawna taką rolę pełniły historyczne Rynki (we Wrocławiu, Krakowie, Poznaniu), dziś jednak rolę "centrów miejskiego życia" przejmują... galerie handlowe, wysysające ludzi z ulic i doprowadzające do bankructwa sklepikarzy ze śródmiejskich ulic. Tym samym na brak tętniącego życiem, atrakcyjnego i dla mieszkańców, i turystów, wielofunkcyjnego centrum narzekają mieszkańcy kolejnych polskich miast.
Wykorzystać potencjał
W czasie Westivalu wiele uwagi poświęcono "szukaniu" centrum Szczecina i projektom, jak je ożywić. Większość specjalistów i mieszkańców uważa, że serce tego miasta znajduje się w okolicy centralnego odcinka Alei Wojska Polskiego. To szeroka ulica, otoczona w większości rzędami pięknych, choć niekiedy zaniedbanych kamienic z przełomu XIX i XX wieku, stoją tu też dość dobrze wkomponowane w zabudowę powojenne bloki.
Szczecin słynie z placów (w tym przypomina Paryż) i aż trzy z nich związane są z głównym fragmentem Aleją Wojska Polskiego. Zaczyna ją Plac Zwycięstwa, kończy - Plac Sprzymierzonych, pomiędzy nimi znajduje się Plac Zgody, od którego odchodzi też utworzony w latach 90. deptak Bogusława z barami, klubami, teatrem, galerią.
Deptak Bogusława (fot. CEZARY ASZKIEŁOWICZ)
Aleja Wojska Polskiego - to przestrzeń z ogromnym potencjałem: kamienice mają w parterach miejsca na sklepy i usługi, po obu stronach jezdni biegną szerokie chodniki, są drzewa, a na placach mnóstwo miejsca na skwery i kawiarniane ogródki. Tradycyjna, wielkomiejska zabudowa w połączeniu w dającym wiele możliwości układem urbanistycznym - to wręcz wymarzona przestrzeń na gwarne centrum, mieszkańcy odbudowanych po wojnie Warszawy czy Gdańska o miejscu z takim potencjałem mogą tylko pomarzyć. Tymczasem ulica jest zupełnie pusta! Zbyt wiele lokali usługowych jest pustych, nie ma tu nic, co by przyciągało ludzi.
Komunikacja - prywatna czy publiczna
Jak wiele podobnych przestrzeni w polskich miastach, Aleja Wojska Polskiego zdominowana jest przez samochody: ma cztery szerokie pasy ruchu i parkingi na wszystkich chodnikach. Bardzo rzadko rozlokowane przejścia dla pieszych także nie sprzyjają ludziom: zielone światło dla aut świeci się tam nawet 67 sekund, zaś dla pieszych - sześć sekund. W tym czasie nawet młoda, sprawna osoba ma kłopot, żeby za jednym razem pokonać całą szerokość ulicy. Zresztą problem wyjątkowo długiego oczekiwania na zielone światło dla pieszych dotyczy wielu szczecińskich skrzyżowań. Wyśmiewający to filmik nakręciła niedawno grupa młodzieży:
W 1973 roku w Alei Wojska Polskiego zlikwidowano tory tramwajowe - dziś coraz więcej osób jest przekonanych, że była to zła decyzja i tramwaje znów powinny tędy jeździć. Szczególnie że po likwidacji torów nie pojawiły się tu autobusy - położona w sercu miasta aleja pozbawiona jest praktycznie dostępu za pomocą komunikacji miejskiej. Nic więc dziwnego, że wzdłuż całej ulicy parkują samochody.
Dość al. Wojska Polskiego głównie dla aut! (Fot. Łukasz Węgrzyn / Agencja Gazeta)
Katharina George, uczestnicząca w szczecińskiej debacie niemiecka architektka, pracowała przy wieloletnim projekcie rewitalizacji centrum Berlina. To ona w Szczecinie mówiła, że przy planowaniu tras dla transportu publicznego, zlokalizowania deptaków czy ulic z uspokojonym ruchem niezbędne jest opracowanie w kontekście całej dzielnicy, a nawet i miasta hierarchii ulic - które służyć mają ruchowi tranzytowemu, które głównie pieszym czy rowerzystom. Oczywiście w centrum ruch prywatnymi samochodami powinien być zminimalizowany - na rzecz komunikacji miejskiej oraz udogodnień dla pieszych i rowerzystów. Według berlińskich doświadczeń Kathariny George najlepiej sprawdza się organizowanie ulic w oparciu o zasadę: "największe jak to konieczne, najmniejsze jak to możliwe" ("as big as necessary, as small as possible").
Stare tory tramwajowe na Jagiellońskiej (skrzyżowanie z Piastów) prowadzące w kierunku Wojska Polskiego (Fot. Andrzej Kraśnicki jr)
Uczestnicy konferencji byli zgodni: w Alei Wojska Polskiego konieczne jest ograniczenie i spowolnienie ruchu samochodowego i przywrócenie tu komunikacji miejskiej (przynajmniej autobusu). Aby mogło w te okolice wrócić wielkomiejskie życie trzeba przywrócić proporcje pomiędzy jezdnią a chodnikiem, oddać na powrót tę przestrzeń pieszym i rowerzystom. A także zapewnić im bezpieczeństwo, a więc spowolnić ruch na jezdni.
Zrujnowany chodnik na al. Wojska Polskiego (fot. CEZARY ASZKIEŁOWICZ)
Zmiana organizacji ruchu - to także pragnienie przedsiębiorców. Dziś nie opłaca się prowadzić przy tej ulicy sklepu, bo mało kto do niego zagląda. Ale nic w tym dziwnego: nawet jeśli przechodzień dostrzeże po drugiej stronie ulicy ciekawą ofertę, nie łamiąc przepisów musi poświęcić kilka minut i nadłożyć drogi, aby się do takiego sklepu dostać! (powodują to nieliczne przejścia dla pieszych oraz niekorzystny dla niezmotoryzowanych cykl świateł). Mało kto się na taką "wyprawę" zdecyduje...
Rewitalizacja społeczna
Zabytkowe kamienice w centrach polskich miast, w tym te przy Alei Wojska Polskiego, w dużej części należą do lokalnych władz oraz Towarzystw Budownictwa Socjalnego (TBS) - mieszczą się w nich mieszkania komunalne. A tych nierzadko mieszkają osoby ubogie, bezrobotne, niepełnosprawne. Jak podczas szczecińskiego Westivalu przekonywali działacze szczecińskiej fundacji Humanum (B)est, pracującej na co dzień z osobami wykluczonymi, nie jest możliwe przeprowadzenie rewitalizacji ulicy bez współpracy z jej mieszkańcami, także tymi "problemowymi".
Jak mocno podkreślała Katharina George, aby uniknąć negatywnego zjawiska gentryfikacji, nie można tych mieszkańców po prostu "usunąć", proponując im mieszkania w innych częściach miasta. Aby okolica zachowała swój prawdziwy charakter, wielkomiejską różnorodność, muszą ją zamieszkiwać przedstawiciele rożnych grup społecznych. Dlatego wraz z projektem ożywienia ulicy warto wdrażać projekty społeczne, mające na celu pomoc i aktywizację wszystkich mieszkańców - od bezrobotnych po biznesmenów, od studentów poprzez rodziny z małymi dziećmi, po seniorów.
Stabilizacja dzięki różnorodności
Zarówno urbaniści, jak i przedstawiciele organizacji społecznych zgodnie w czasie konferencji powtarzali, że kluczem do sukcesu w procesie ożywiania śródmiejskiej ulicy jest jej "stabilizacja ekonomiczna" oraz "stabilizacja społeczna". Ta pierwsza - to wspominane już zróżnicowanie statusu jej mieszkańców. Powstanie enklaw bogactwa lub przeciwnie, gett zapełnionych przez wykluczonych zawsze wpływa na miasto niekorzystnie, jednak szczególnie złe skutki przynosi w obszarach śródmiejskich, które przecież poza pełnieniem funkcji mieszkaniowej mają też przyciągać ludzi z innych stron, innych dzielnic, miast, krajów. Zamieszkana tylko przez bogatych lub tylko przez biednych ulica nigdy nie stanie się centrum miasta.
Za zróżnicowaniem społecznym idzie też wielorakość funkcji, oferowanych na ulicy. I znów: nie mogą istnieć przy niej tylko ekskluzywne butiki czy drogie restauracje, w przestrzeni śródmiejskiej ulicy jest miejsce i na elegancki salon z biżuterią, i sklep spożywczy; warzywniak czy sklep z używaną odzieżą mogą istnieć obok stylowej kawiarni czy banku. Ulica w centrum musi oferować usługi dla wszystkich, bez względu na ich status materialny. Tylko wtedy ma szansę stać się miejscem ruchliwym, pełnym życia, atrakcyjnym dla każdego.
Zachować charakter miejsca
W centrach znanych miast najbardziej "żywe" ulice znacząco różnią się między sobą - mogą być zarówno kameralnymi deptakami, jak i i alejami, otoczonymi przez wieżowce. Jednak każda z nich ma na pewno swój element rozpoznawczy symbol, charakterystyczny budynek czy pomnik, coś, co nadaje jej unikalnego charakteru. Przy okazji rewitalizacji ulicy, która ma zatętnić życiem także warto taki detal dostrzec, zachować, wyeksponować.
Kino Kosmos kilka lat temu, Fot. Dariusz GORAJSKI / AG
Szczecińska Aleja Wojska Polskiego miała taki element rozpoznawczy - modernistyczną bryłę kina Kosmos. Nieco cofnięte od pierzei ulicy, poprzedzone było niewielkim placykiem, a jego fasadę zdobiła wielobarwna mozaika. Choć kino przegrało konkurencje z multipleksami, łatwo można było w nim urządzić centrum kultury z atrakcyjną przestrzenią publiczną przed wejściem. Kolorowa mozaika, sposób zdobienia elewacji rzadko współcześnie widywany, przyciągałaby wzrok, a abstrakcyjna bryła gmachu wyróżniała go wśród zabudowy mieszkaniowej.
Jednak to się już nie wydarzy - teren razem z budynkiem sprzedano deweloperowi, który na placyku przez wpisanym na listę zabytków kinem postawił biurowiec. Nawet jeśli nowy właściciel - jak obiecuje - ożywi kino i pomiędzy nowym obiektem i fasadą z mozaiką utworzy przestrzeń publiczną, kino Kosmos zostanie ukryte w zaułku, niewidoczne dla przechodniów.
Przyszły wygląd okolic Kina Kosmos, źródło: materiały inwestora, Mark Invest
Może warto poszukać nowego symbolu tej ulicy?
Odrobina fantazji
Jednym z zagranicznych gości szczecińskiego Westivalu był Johan de Koning, holenderski architekt, prowadzący pracownię Laboratorium voor Architektuur. On podczas debaty na temat przyszłości Alei Wojska Polskiego apelował o... więcej fantazji i radości życia. Przy poważnych debatach na temat urbanistyki, problemów społecznych czy ekonomicznych, holenderski architekt przypominał, że ulica powinna być także radosna, przyjazna, pogodna. Nawoływał, by znaleźć w projekcie miejsce także na rozwiązania może nie niezbędne do życia, ale na pewno poprawiające humor. Jako przykład podawał ulicę Westblaak w samym centrum Rotterdamu.
Część tej bardzo ruchliwej, śródmiejskiej arterii zajmuje... skatepark. Rampy do akrobacji na deskorolce czy rowerze znajdują się obok chodników, którymi codziennie w setkach spraw przemieszczają się mieszkańcy miasta. Jeśli tylko znajdą chwilę, chętnie przystają, popatrzeć na wyczyny sportowców, co z cała pewnością umila im drogę do pracy, szkoły, na zakupy.
Popisy skejtów na pl. Grzybowskim (Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta)
Podobny pomysł od kilku lat promują architekci i aktywiści w ramach idei Skwer Sportów Miejskich. W 2014 roku udało im się swój pomysł budowy wielofunkcyjnych, dostępnych dla każdego niewielkich terenów rekreacyjnych zrealizować w warszawskiej dzielnicy Bemowo, o budowę kolejnych (także w Śródmieściu) trwają starania. Ideę Skweru Sportów Miejskich prezentował w Szczecinie jeden z pomysłodawców, Grzegorz Gądek, podkreślając sens tego przedsięwzięcia: skwer pomyślano tak, by oferował atrakcje wszystkim, bez względu na wiek czy status majątkowy. To on przypomniał też, że na stołecznym Placu Grzybowskim, niedawno wyremontowanym, reprezentacyjnym i naszpikowanym symbolami z przeszłości udało się wypracować kompromis pomiędzy władzami miasta, użytkownikami placu a miłośnikami jazdy na deskorolce i teraz w określonych dniach i godzinach ta elegancka przestrzeń zamienia się w śródmiejski skatepark.
Johan de Koning podkreślał, że podobne przedsięwzięcia nie muszą być pracochłonne i kosztowne, czasem wystarczy drobna ingerencja, jak obraz czy niewielka rzeźba, żeby rozbawić przechodniów, odprężyć wiecznie zabieganych mieszczan, wywołać uśmiech. A za przykład takiego oddolnego i taniego działania w przestrzeni niech posłuży szczecińskie osiedle Wzgórza Hetmańskie. Tu kamienie, chroniące chodnik przez rozjechaniem przez samochody ktoś zamienił w... jajka sadzone. Trudno się nie uśmiechnąć, mijając je pomiędzy blokami.
Każdy ma pomysł
Żadna zmiana w mieście nie powinna odbywać się bez współpracy z mieszkańcami. Powinni oni mieć szansę wypowiedzenia się na temat planowanych przemian, odniesienia ich do swoich potrzeb, a także zgłoszenia własnych pomysłów czy obserwacji. Idea partycypacji społecznej jest do działania polskich samorządów wprowadzana już od kilu lat. Nie wszyscy jednak są zadowoleni z jej skuteczności - mówi się, że informacje nie docierają na czas do mieszańców, a urzędnicy niechętnie biorą pod uwagę opinie obywateli czy wyniki ankiet.
Pawilon w Alei Kwiatowej, fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
W przypadku tak znaczącego przedsięwzięcia, jakim jest przemiana jednej z głównych ulic w mieście warto jednak dołożyć starań, by poznać potrzeby wszystkich jej użytkowników - mieszkańców, działających tu przedsiębiorców, zarządców nieruchomości itp. Katarina Georg podała przykład z Berlina: tam w czasie przygotowań do zmian w centrum w jednym z pustych lokali usługowych urządzono punkt informacyjny, do którego każdy mógł przyjść, zgłosić swój pomysł lub poznać szczegóły planowanych przemian. Jak się okazało, mieszkańcy zaproponowali kilka bardzo dobrych pomysłów, które później przeznaczono do realizacji.
Negatywnym przykładem projektu, teoretycznie przygotowanego z myślą o mieszkańcach, jednak zrealizowanego bez konsultacji z nimi jest Aleja Kwiatowa w Szczecinie. Rozciągnięty pomiędzy Placem Żołnierza Polskiego a Placem Hołdu Pruskiego bulwar zamieniono niedawno w nową przestrzeń publiczną. Powstał tu szklany pawilon z kawiarnią, podświetlany chodnik, nowe ławki, stanął zegar słoneczny i szklane kubiki. Wcześniej jednak w tym miejscu działał bazarek, stały ogródki piwne, miejsce tętniło życiem (nazwa Aleja Kwiatowa wzięła się od handlujących tu kwiaciarek - teraz trudno zatraciła swój sens). Bez pytania mieszkańców o to, jak tę okolicę "ucywilizować" zamieniono gwarny skwer w zimny, nieprzyjazny trakt, wyłożony kamiennymi płytami. Zabroniono tu handlu czy prowadzenia gastronomii - teraz mieszkańcy nie mają po co tu przychodzić. W rozstrzygniętym w maju 2014 roku szczecińskim plebiscycie "Chwasty architektury 25-lecia" Aleja Kwiatowa zajęła niechlubne pierwsze miejsce.
Idea wielkiego projektu
Debatę na temat potencjalnej przemiany szczecińskiej Alei Wojska Polskiego w ulicę na miarę centrum dużego miasta prowadził krakowski architekt, Romuald Loegler. Podkreślał rangę tego projektu i mówił o tym, że sukces podobnych przedsięwzięć w innych miastach wynikał zwykle z przygotowanego wcześniej "wielkiego projektu".
Nie da się odmienić fragmentu żywej tkanki, jaką jest śródmiejska ulica bez opracowania zawczasu dalekosiężnej wizji tego, jak w przyszłości ma taka przestrzeń funkcjonować. Nie ma sensu projektu rewitalizacji konstruować z drobnych, czynionych od czasu do czasu interwencji - potrzebny jest spójny plan, łączący w sobie mnóstwo elementów.
Adaptacja poprzemysłowych terenów wysp w Amsterdamie, przemiana wschodnich dzielnic Londynu przy okazji Igrzysk Olimpijskich w 2012 roku, budowa dzielnicy Hafencity w Hamburgu, zabudowa terenów targowych na potrzeby Expo w Mediolanie w 2015 roku - te projekty Romuald Loegler podawał jako przykłady takich właśnie "wielkich projektów" miejskich, znaczących przemian, poprzedzonych starannie przygotowanym planem, wykraczającym poza dziedziny architektury i urbanistyki. Szeroko pojmowana "wizja na przyszłość" powinna towarzyszyć także przemianie centrum Szczecina, bo nie chodzi w niej przecież tylko o remont kamienic czy uspokojenie ruchu na jezdni, a o stworzenie nowej, wielkomiejskiej przestrzeni.
- Więcej o:
Oto najbogatsze miasta w Polsce [RANKING]
Jak naprawić miasto? Oryginalnych pomysłów nie brakuje!
Dom Loop od pracowni Mobius. Gdy architektura czerpie z natury
Willa Wolfa w Gubinie. Pierwszy nowoczesny budynek Miesa van der Rohe
Zapora wodna w Solinie. "Betonowa dama" to największa zapora w Polsce
Leśna Sopot - dwa willowe budynki w zacisznej części kurortu
Kwartał Dworcowa - inwestycja w centrum Katowic ruszy już w październiku
Biuro Viterra na najwyższym piętrze Olivia Prime w Gdańsku. To projekt Design Anatomy