Kiosk - kup onlineKiosk - Ladnydom.pl

Białe fartuchy, lewitujące sale... Babcia Perfomance'u buduje niezwykłą galerię sztuki

bec

Instytut Mariny Abramovic ma powstać w Nowym Jorku. Niezwykłą przestrzeń poświęconą sztuce czasowej i niematerialnej projektuje holenderski architekt Rem Koolhaas i pracownia OMA.

Nazwisko Mariny Abramovic od dawna było znane miłośnikom sztuki współczesnej. Od połowy lat siedemdziesiątych pochodząca z Bałkanów artystka w swych performance'ach zmuszała do refleksji nad społeczeństwem i rolami jakie nam w nim przypisano. Szersza publiczność miała okazję poznać działania Abramovic, kiedy najpierw w 2010 roku nowojorska MoMA zorganizowała retrospektywną wystawę „The artist is Present”, a następnie, dwa lata później, do kin na całym świecie trafił film dokumentujący to wydarzenie i przybliżający sylwetkę performerki.

W 2013 roku, artystka, która autoironicznie określa siebie mianem „babci performance'u” zwróciła się do Rema Koolhaasa, by ten stworzył Instytut Mariny Abramovic (MAI) w Nowym Jorku. Doszło do bezprecedensowej sytuacji, kiedy to swe siły połączyła jedna z pionierek sztuki performatywnej i pracownia, która wielokrotnie prezentowała nowatorskie rozwiązania w zakresie projektowania teatrów, muzeów i ekspozycji. Koncepcja opracowywana jest w nowojorskiej filii OMA, pod czujnym okiem Shohei Shigematsu oraz samego Koolhaasa. Całe przedsięwzięcie ma zostać zakończone w przyszłym roku.

Instytut sztuk performatywnych zostanie zlokalizowany w budynku dawnego teatru, który Abramovic zakupiła w 2007 roku. Historyczny obiekt mieścił w swych wzniesionych z czerwonej cegły murach także takie funkcje jak kort tenisowy, magazyn i targowisko. Artystka, zainspirowana duchem miejsca, wyobraziła je sobie jako rodzaj laboratorium, w którym doświadczyć będzie można sztuki tymczasowej i niematerialnej, takiej jak taniec, teatr, muzyka, sztuka wideo i oczywiście performance. Odniesienia do laboratorium nie są jedynie zwrotem retorycznym, bowiem Abramovic w swych koncepcjach podkreśla wyraźnie, iż Instytut ma mieć charakter sterylny, wyizolowany z otoczenia. Dlatego też goście MAI będą musieli zostawić przy wejściu wszelkie urządzenia elektroniczne, a także przywdziać białe kitle i słuchawki. Wchodząc do środka zobowiązują się też pozostać tam nie mniej niż sześć godzin, by w pełni doświadczyć zamysłu artystki.

Za historyzującą elewacją dawnego teatru, architekci z OMA przewidzieli zupełnie nowe wnętrze, które zostanie zorganizowane wokół centralnej sceny. Wokół niej rozmieszczono bibliotekę, pomieszczenia do nauki i administracyjne, a także - prezentujące się wyjątkowo interesująco na koncepcyjnych wizualizacjach, salę lewitacji czy pokój kryształowy. Wszystkie one zostaną zaprojektowane tak, by możliwy był ciągły kontakt wzrokowy z główną sceną.

Zarówno architekci jak i performerka wydają się być podekscytowani współpracą. Shigematsu deklaruje, że projektanci pracujący nad MAI „są podekscytowani możliwością zaprojektowania nowej typologii przestrzeni performance'u”. Marina Abramovic podkreśla, że głównym celem Instytutu ma być „ochrona i zachowanie intelektualnego i duchowego dziedzictwa sztuki performatywnej od lat siedemdziesiątych do dziś”. Mamy zatem do czynienia z wyjątkową sytuacją, gdzie głównym celem staje się utrwalenie czegoś, co z założenia jest czasowe i niematerialne. Czy OMA wyjdzie zwycięsko z tej próby przekonamy się zapewne wkrótce, kiedy będą widoczne pierwsze materialne efekty działalności Koolhaasa i jego współpracowników. Póki co jednym z głównych problemów pozostaje kwestia zdobycia odpowiednich funduszy, bowiem realizacja MAI wyceniana jest na, bagatela, 15 milionów dolarów.

    Więcej o:

Skomentuj:

Białe fartuchy, lewitujące sale... Babcia Perfomance'u buduje niezwykłą galerię sztuki