Osiedla z problemami. Porażki modernizmu?
Najnowsze badania mówią, że Polacy wciąż lubią i chcą mieszkać w blokach. Jednym z powodów takiego stanu jest na pewno fakt, że polskie osiedla nie uległy degradacji, nie zamieniły się w slumsy i są wciąż wygodnymi miejscami do mieszkania. Na świecie jednak wiele osiedli przeszło poważne kryzysy - niektóre z ich powodu przestały istnieć. Dlaczego tak się stało?
Zbudowane w 1952 roku (wtedy powstały pierwsze bloki) w St. Louis w stanie Missouri osiedle Wendell Pruitt and William Igoe Homes (zwane Pruitt Igoe) składało się z trzydziestu trzech 11-kondygnacyjnych bloków, wzniesionych w technologii zbliżonej do znanej w Polsce "wielkiej płyty". Liczyło 2 870 mieszkań.
Zbudowane dzięki pieniądzom z budżetu państwa, miało rozwiązać problem slumsów, których przybywało w S. Louis, do którego po II wojnie światowej masowo emigrowali ubodzy farmerzy (mechanizacja rolnictwa spowodowała, że ich małe gospodarstwa i praca własnych rąk nie pozwalały się już utrzymać). I w pierwszym momencie wydawało się, że rzeczywiście osiedle stanie się wspaniałym miejscem do życia.
W filmie dokumentalnym "The Pruitt-Igoe Myth: an Urban History", który w grudniu 2011 roku można było zobaczyć w Warszawie na festiwalu Watch Docs (a do dziś można obejrzeć na http://kinoplex.gazeta.pl) ówcześni mieszkańcy osiedla wspominają je jako `raj na ziemi` - po raz pierwszy mogli zamieszkać w domach z wodą i kanalizacją, każdy miał własne łóżko, a dzieci - mnóstwo miejsca do zabawy na terenach zielonych wokół bloków.
W ciągu zaledwie 20 lat ten sielski obrazem diametralnie się zmienił. Już na początku lat 70. Pruitt Igoe było ruiną, po której grasowały gangi, a coraz mniej liczne grono mieszkańców wegetowało w 11-piętrowych budynkach bez wind, bez szyb w oknach, bez prądu, wśród gór śmieci i szczurów. W 1972 roku władze miasta podjęły decyzję, by całe osiedle wysadzić w powietrze.
Jak to się stało, że osiedle trzeba było zburzyć? To do dziś temat dyskusji - powodów jest bardzo wiele. Jednym z nich jest fakt, że choć państwo wyłożyło fundusze na budowę osiedla, dalsze ich utrzymanie miało być finansowane z dochodów z czynszów, tymczasem w osiedlu zamieszkało wiele ubogich ludzi, którzy nie zawsze ów czynsz byli w stanie regularnie płacić. Znakomita większość mieszkańców, byli to czarnoskórzy Amerykanie - a lata 50. i 60. nie były pozbawione poważnych problemów rasistowskich - to też nie pomagało w integracji mieszkańców. Zmienna polityka władz (i ich relacji z deweloperami oraz właścicielami ziemi) oraz wcześniejsze niż przewidywano zakończenie się fali napływowej ludzi do miasta, a także wiele drobniejszych wydarzeń i gospodarczo - socjologicznych przemian spowodowały, że idea - "Mit Pruitt Igoe" - zakończył się fiaskiem.
Niektórzy dodają jeszcze jedne powód: klątwę, ciążącą nad architektem. Bo Minoru Yamasaki zaprojektował nie tylko Pruitt Igoe. Jest autorem także dwóch nowojorskich wież World Trade Center.
Legendarne wyburzenie bloków w osiedlu Pruitt Igoe zostało włączone do równie legendarnego filmu "Koyaanisqatsi" (reż. Godfrey Reggio, muz. Philip Glass).
"Architektura modernistyczna umarła w St. Louis w stanie Missouri 15 lipca 1972 roku, o godzinie 15.32 (mniej więcej), kiedy to niesławne osiedle Pruitt Igoe, a raczej kilka z jego wielkopłytowych bloków, otrzymało końcowy coup de grace za pomocą dynamitu", napisał w 1977 roku jeden z najsłynniejszych krytyków architektury, Charles Jencks. Zarówno te słowa, jak i dzieje osiedla, o którym wspomina krytyk przeszły do historii światowej architektury. I do dziś trwają spory o to, czy Jencks miał rację - czy rzeczywiście idea modernistyczna wyczerpała się, a losy Pruitt Igoe są dowodem jej ostatecznej klęski? Patrząc na współczesną architekturę trudno się chyba z tym zgodzić...
ZOBACZ TAKŻE:
Wielka płyta i co dalej?
Jednostka Mieszkaniowa (Unité d`Habitation), Marsylia, Francja, 1947-1952, proj. Le Corbusier
Jednostka mieszkaniowa - Unité d`Habitation - to jedno z najsłynniejszych dzieł Le Corbusiera, które jednocześnie jest przytaczane jako dowód braku humanitaryzmu, zniszczenia idei budownictwa mieszkaniowego, wypaczenia na lata koncepcji osiedla mieszkaniowego.
fot. Tomasz Sachanowicz
Zbudowany w latach 1947-52 (choć obmyślony przez Szwajcara jeszcze przed II wojną światową) blok - to ucieleśnienie lecorbusierowskiej idei "maszyny do mieszkania"`. Budynek miał być samowystarczalnym "miastem w mieście". Poza 137 mieszkaniami mieścił on i przestrzeń wspólną, do użytku lokatorów (świetlice, sale spotkań, klub), przedszkole, sklepy, punkty usługowe, gabinety lekarskie, a także hotel dla gości (mieszkania były za małe, by kogoś w nich przenocować) i teren rekreacyjny z basenem na dachu. Wielkość mieszkań oraz pozostałych pomieszczeń i korytarzy architekt opracował na podstawie wymyślonego przez siebie "Modulora" - wzornika proporcji, będącego wskazówką, ile przestrzeni potrzebuje dorosły człowiek na wykonanie poszczególnych czynności (oczywiście chodziło maksymalne wykorzystanie przestrzeni, zminimalizowanie zużycia miejsca).
fot. Tomasz Sachanowicz
ZOBACZ TAKŻE:
Le Corbusier - ojciec brutalizmu
Jednostka Mieszkaniowa (Unité d1Habitation), Marsylia, Francja, 1947-1952, proj. Le Corbusier
Mimo że - zgodnie z koncepcją architekta - mieszkanie oferowało "światło, przestrzeń i zieleń", ale na pewno nie nadmiar miejsca, a wzniesiony z brutalistycznej stylistyce betonowy blok nie sprawiał przytulnego wrażenia, budynek nie uległ nigdy znaczącej degradacji. Wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, otoczony opieką francuskiego Ministerstwa Kultury, jest atrakcją turystyczną (także mieszkańcy zarabiają na udostępnieniu swoich mieszkań turystom), celem pielgrzymek wielbicieli architektury oraz przede wszystkim wciąż modnym choć nieco ekscentrycznym miejscem do mieszkania. I dzieje się tak zapewne nie tylko z powodu oszałamiającego widoku na całą Marsylię i Morze Śródziemne, jaki rozciąga się z dachu.
W Europie stoi jeszcze kilka podobnych "Jednostek Mieszkaniowych", wzorowanych na dziele Le Corbusiera (nierzadko projektowanych przy jego udziale): w Reze koło Nantes (zbudowana w 1955 roku), w Berlinie Zachodnim (1957), w Briey (1963) i Firminy (1965). Wszystkie, a szczególnie berlińska, cieszą się taką samą popularnością.
Położona w południowo-wschodniej części Amsterdamu dzielnica Bijlmer w latach 60. była najbardziej dynamicznie rozwijającą się częścią miasta. Wtedy zaczęto budować tu gigantyczne osiedle, złożone z długich, wysokich, zygzakowato ustawionych wśród zieleni bloków. Początkowo osiedle było popularnym miejscem zamieszkania amsterdamskiej uboższej klasy średniej, jednak warunki, jakie panowały w osiedlu szybko przestały wystarczać bogacącym się Holendrom. W 1975 roku, gdy niepodległość ogłosił Surinam, niegdysiejsza holenderska kolonia, to osiedle stało się przystanią dla setek tysięcy emigrantów z tego kraju, przyjeżdżających do Holandii w poszukiwaniu pracy.
fot. Odnowiony blok znalazł się w ścisłym finale tegorocznej nagrody im. Miesa van der Rohe, Marcel van der Brug, materiały konkursowe EUmiesaward 2017
W latach 80. dzielnica zyskała złą sławę, krążyły plotki o grasujących tu gangach, czego przejawem miały być m.in. liczne rapowane utwory (też w stylu tzw. gangsta-rap), chwalące osiedle oraz komponowane przez jej mieszkańców. Dziesiątki tysięcy interwencji policyjnych rocznie oraz liczne napady i kradzieże spowodowały, że osiedle pomału zamieniało się w getto, do którego większość Holendrów bała się zapuszczać.
4 października 1992 transportowy Boeing po tym, jak niedługo po starcie z lotniska w Amsterdamie odpadły mu dwa z czterech silników, uderzył w jeden z bloków mieszkalnych w Bijlmer. Ta tragedia (zginęło wszystkich czterech członków załogi samolotu oraz 39 osób na ziemi) nie tylko nagłośniła na całym świecie problemy osiedla (choć nie miały przecież nic wspólnego z katastrofą), ale i stała się ostatecznym bodźcem do poszukania metod jego rewitalizacji.
W ciągu kolejnych lat bloki oraz ich otoczenie wyremontowano, część dużych bloków zburzono, w ich miejsce budując niską zabudowę mieszkaniową oraz usługową (powstały sklepy, szkoły, biura, restauracje, kawiarnie, kluby); powstały tu też duże obiekty rozrywkowe: Heineken Music Hall i wielosalowe kino Pathe Arena Multiplex. W latach 1993 - 1996 zbudowano w okolicy także stadion dla drużyny Ajax Amsterdam - Amsterdam ArenA, mieszczący ponad 50 tysięcy widzów (poza meczami odbywały się tu koncerty m.in. Michaela Jacksona i The Rolling Stones).
Fot. AMS guy; Źródło: Skyscrapercity
Sama modernizacja - to oczywiście za mało. Wyburzono szatkujące osiedle na kawałki estakady z trasami szybkiego ruchu dla samochodów (ruch samochodowy, jak wszędzie w Amsterdamie, i tu radykalnie zminimalizowano), a dzielnicę z resztą miasta połączono nową linią metra oraz kilkoma liniami autobusowymi, co szybko spowodowało, że oblicze okolicy zmieniło się diametralnie. Dziś bez poczucia zagrożenia mieszka tu 100 tysięcy ludzi, reprezentujących 150 różnych narodowości, a projekt rewitalizacji tego terenu - największe takie przedsięwzięcie w Europie - wciąż jest podawane jako pozytywny przykład transformacji współczesnego miasta.
ZOBACZ TAKŻE:
Blokowiska od-nowa: Bijlmermeer
W każdym podręczniku historii architektury na świecie znajdzie się wzmianka o Robin Hood Gardens, osiedlu we wschodnim Londynie, jednym z najciekawszych przykładów brutalizmu w architekturze. Dzieło Alison i Petera Smithsonów, którego budowa zakończyła się w 1972 roku, to realizacja właściwie utopijnej wizji stworzenia osiedla-społeczności, które nie tylko zapewni niewielkie, ale wygodne i niedrogie mieszkania, ale też stanie się odzwierciedleniem układu miasta w skali budynków mieszkalnych.
Robin Hood Gardens - to dwa długie bloki, ułożone w kształt przypominający literę `V` po dwóch stronach rekreacyjnego terenu zielonego. Same budynki, mieszczące niewielkie, dwupoziomowe mieszkania, wykonano w stylistyce brutalizmu - nie tuszowano tu użytego do budowy surowego betonu, nie stosowano ozdobników ani dekoracji. Jedynym środkiem wyrazu jest tu faktura, kolor, temperatura betonu, dominującą barwą - szarość, uczuciem, jakie wzbudza architektura - chłód.
Budynki wzniesiono w układzie galeriowym, przy czym owe galerie - to, jak nazwali to architekci, "podniebne ulice". Są szerokie i miały służyć nie tylko komunikacji, ale i zabawom dzieci czy spotkaniom sąsiedzkim.
Od trzech lat w Wielkiej Brytanii toczy się zaciekła dyskusja na temat przyszłości osiedla. Brytyjski odpowiednik naszego konserwatora zabytków nie zgodził się wpisać bloków na listę chronionego dziedzictwa, w związku z czym najpewniej budynki zostaną zburzone. Są w złym stanie, nigdy nie były remontowane, mieszkania są zniszczone i niezbyt wygodne jak na dzisiejsze oczekiwania. Tuż obok osiedla przez ostatnie lata wyrosła supernowoczesna dzielnica Canary Wharf z luksusowymi apartamentowcami, do których mieszkańcy mogą podpływać własnymi jachtami - skromne, betonowe osiedle z lat 70. nie pasuje do tego sąsiedztwa.
Głos w obronie Robin Hood Gardens zabierali już Zaha Hadid i Norman Foster, określając osiedle jako "arcydzieło współczesnej architektury". Pojawiały się pomysły, by bloki przerobić na hotele: skoro mieszkania nie są dobre, by żyć z nich na co dzień, na pewno wielu turystów na krótszy czas zechce zakosztować "bezpośredniego kontaktu" ze znaną realizacją architektoniczną. Na razie jednak żadna z koncepcji nie znalazła zwolenników i nad osiedlem wciąż wisi widmo rozbiórki.
- Więcej o:
Znani architekci: Oscar Niemeyer - poeta architektury. Brasília była dziełem jego życia
Znani architekci: Gerrit Rietveld. Nie tylko czerwono-czarne krzesło i Dom Rietvelda
Wnętrza hotelu Mercure Wien City inspirowane stylem Warsztatów Wiedeńskich. To nagradzany projekt polskiej pracowni AKA Studio
Kowloon Walled City. Gęstość zaludnienia wyburzonego osiedla wynosiła prawie 2 miliony osób na kilometr kwadratowy
Philip Johnson - pierwszy laureat nagrody Pritzkera. Od szklanych domów po postmodernistyczne wieżowce [ZNANI ARCHITEKCI]
Willa Schulenburga w Gerze. Tak projektował "artysta uniwersalny" - Henry van de Velde
Chorwacja: Pomnik Petrova Gora. Ostatnie szaleństwo Josipa Broza-Tito
Wieżowiec Zachodnia Brama Belgradu (Genex Tower). Piękny brutal?